poniedziałek, 30 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XX

-Mary, wstawaj! - potrząsał mnie za ramię Jared.
Otworzyłam oczy. Znalazłam się w łóżku, widocznie wczoraj Jared przeniósł mnie tutaj po tym, jak zasnęłam w jego objęciach.
-Która godzina? - zapytałam się mężczyzny, który nade mną stał.
-Dochodzi 9, za 15 minut wyjeżdżamy - poinformował mnie i pochylił się, aby cmoknąć mnie na przywitanie w policzek, po czym odwrócił się i poszedł w stronę walizki, która znajdowała się pośrodku pokoju. Ukucnął nad nią i zaczął wkładać do niej rzeczy, które leżały obok niego.
Odkopałam kołdrę i poleciałam do ubikacji, aby się załatwić. Kiedy w końcu mój pęcherz został opróżniony, wyszłam do pokoju i podeszłam do swojego plecaka.
-Mary, włóż do mnie rzeczy, nie będziemy się pierdzielić z 2 różnymi tobołami, skoro mam jeszcze sporo miejsca u siebie - zaproponował mi Jared.
-Na ile jedziemy? - chciałam wiedzieć, coby zaplanować, ile rzeczy dokładnie naszykować.
-Na tydzień maksymalnie. Z podróżą, która zajmie nam jakieś 8 godzin w dwie strony. Leciałaś kiedyś samolotem?
-Nie... - byłam zdziwiona tym pytaniem. Czyżby sugerował, że mieliśmy polecieć do wskazanego miejsca samolotem?
-No to czas na pierwszy lot! Lecimy do Toronto.
Byłam lekko zszokowana. Ot tak po prostu mieliśmy lecieć do Toronto? To znaczy ja rozumiem, że chłopaki mieli lecieć, jeśli tam znalazł się jakiś hotel, który odpowiada Jaredowi i jego wyobrażeniom o teledysku. Ale czemu mnie brali? I finansowali pewnie moją podróż? To lekko przechodziło moje pojęcie. Na pewno był jakiś powód, dlaczego ot tak po prostu mnie zabierają. Przecież biletu tak nagle nie wytrzasnęli, bo wątpiłam w to, żeby dzień przed wylotem było jeszcze wolne miejsce w samolocie. Toronto? Kanada? Przecież to tak daleko od Los Angeles...!
-Zastąpisz jedną aktorkę, która nam się rozchorowała i niestety nie może z nami lecieć, więc zwolniło się miejsce, a szkoda, żeby się zmarnowało - powiedział Jared.
Ha, a jednak! Wiedziałam, że nic się nie dzieje bez przyczyny. Ale nie narzekałam, jeśli miałam możliwość spędzenia z Jaredem więcej czasu to czemu nie skorzystać?
-A kogo będę grała? - zapytałam się, chowając do walizki ostatnie swoje rzeczy.
-Zobaczymy, wyjdzie w praniu pewnie. Chodźmy już, taksówka na nas czeka - wstał z dywanu, chwycił mnie za dłonie i pomógł wstać, po czym złapał za uchwyt walizki i zeszliśmy na dół.
Przy schodach czekał już na nas Shannon. Przy jego nodze leżała ciut mniejsza walizka niż ta, którą trzymał w rękach Jared. Podał nam papierowe kubki z kawą. Czułam się rozpieszczana przez starszego Leto.
-Mary z nami leci? - zapytał się brata.
-Tak, Claire nie może, podobno jakieś problemy z jelitami, to poleci za nią Mary.
Z ulicy zatrąbiło jakieś auto. Jared podskoczył i wyjrzał przez okno, po czym nerwowym tonem oznajmił, że nasza taksówka już stoi na podjeździe. Chłopaki wzięli swoje bagaże i wyszli przed dom. Wokalista wyjął z kieszeni klucz i zamknął swój dom. Schowali walizki do luków bagażowych, po czym wsiedliśmy do środka auta. Przywitał nas grubszy pan z wąsem i okularach na nosie, ponieważ było bardzo słonecznie dzisiejszego dnia.
Podróż na lotnisko w LA mijała nam szybko. Nikt nic nie mówił, z radia leciała jakaś popowa muzyka. Mimo że na ulicach było mnóstwo fotoreporterów, to żaden nas nie zauważył dzięki przyciemnianym szybom w taksówce. Shannon siedział z przodu, obok kierowcy, zaś ja z Jaredem z tyłu. Poczułam, że zaczyna boleć mnie żołądek. W końcu stres i nerwowość się ujawniły, bo wcześniej byłam w szoku, że mam lecieć do tak zupełnie innego miejsca, do innego państwa. Lecieć! Nigdy nie sądziłam, że będzie mi pisany lot samolotem. Chciałam się przelecieć, owszem, było to takie moje skryte marzenie, ale nie przypuszczałam, że stanie się to tak szybko i w takiej ekipie! Zaczęłam lekko dygotać z zdenerwowania. Jared zauważył to i spytał się:
-Mary, nic Ci nie jest?
Uśmiechnęłam się do niego blado.
-Nic, to tylko nerwy. Zawsze tak mam.
-Spokojnie, nic nam nie będzie. To zaufana linia, w przyszłości chyba ją kupię, bo spadają na akcjach - Jared położył swoją dłoń na mojej, chcąc mi dodać otuchy, a przede wszystkim żeby uspokoić moje nerwy i mój strach przed lotem.
-A co, jak spadniemy? - zapytałam się nerwowo.
-Mary Mary Mary... To się zdarza tak rzadko, że bardzo wątpliwe jest, żebyśmy to my byli tymi nieszczęśnikami. Zresztą nie lecimy daleko, to tylko 4 godziny w jedną stronę. A rozbijają się głównie te długodystansowe loty. Będzie dobrze, uwierz.
Wzięłam kilka głębokich oddechów. Dotyk i słowa Jareda sprawiły, że się trochę rozluźniłam i nie przejmowałam się zbytnio już tym, co miało za chwilę nastąpić. Nie kontynuując rozmowy dojechaliśmy w końcu przed terminal lotniska. Wysiadłam z auta, i, pomimo zdenerwowania, westchnęłam. Ten budynek był ogromny, to ten ogrom zrobił na mnie duże wrażenie, w końcu nieczęsto człowiek ma okazję podziwiać duże budowle, zwłaszcza kiedy mieszkał w takim zadupiu jak Forks. Panował duży ruch, a z głośników co chwila kobiecy głos informował o przylotach i odlotach poszczególnych samolotów. Weszliśmy do środku budynku, gdzie przy bramkach do odprawy czekała już na nas reszta ekipy.
-Znowu ostatni nasi Leto - rzucił do nas Tomo. - Dobrze, że jeszcze 10 minut do końca naszej odprawy, bo inaczej byście zostali i byli udupieni.
Jared machnął ręką do Tomo, jakby chciał w ten sposób przekazać, że on zawsze wszędzie zdąży.
-Emmo, wszyscy, poza Claire, są? - zapytał się blondynki, która zerkała w swój notes.
-Właśnie tej mi brakowało! Co zrobimy? - spytała się go.
-Mary z nami poleci, myślę, że jej się uda. - odpowiedział jej Jared, obejmując mnie w pasie.
-Szczęście w nieszczęściu.. Dziwna sytuacja.. - wymamrotała cicho Emma, ale Jared chyba jej nie usłyszał, bo nie widziałam, żeby na to jakoś zareagował, albo był po prostu dobrym aktorem.
Położyliśmy walizki na taśmie, gdzie każdą prześwietlano, my zaś stanęliśmy w niewielkiej kolejce do odprawy. Przeskanowano każdego z nas (przy nikim nic nie zapiszczało), sprawdzono nam paszporty, czy nadal mamy aktualne i czy my to my. W końcu byliśmy wolni. Mieliśmy jakieś 15 minut przed ostatecznym wejściem do samolotu.
-Kto chce sikać bądź kupić coś do picia, niech teraz to zrobi, żeby nie zostawiać niczego na ostatnią chwilę! - oznajmił Jared ponad 20-osobowej ekipie.
Poszłam więc z Emmą i kilkoma innymi dziewczynami do ubikacji. Okazało się, że prawie większość ludzi, którzy z nami lecieli, byli reżyserami, kamerzystami, stylistami i tak dalej - ekipą ogarniającą plan na filmie. Oprócz mnie leciała jeszcze tylko jedna "aktorka", Luiza. Podobno Jared miał do tych dziewczyn - czyli Claire i Luizy - spore zaufanie, dlatego postanowił je wziąć ze sobą. Reszta aktorów miała być na miejscu, wzięta z miejskiej szkoły aktorskiej. Sprzęt również był cały wypożyczony, stwierdzono, że nie ma sensu brania całego swojego, skoro w Toronto jest dokładnie to samo, a wypożyczenie go kosztowało o wiele mniej aniżeli zabranie go ze sobą w bagażach do samolotu.
Wyszłyśmy z toalety. Kiedy wszyscy się odnaleźli, pokazaliśmy stewardessie bilety, po czym ta nas wpuściła przodem. Przeszliśmy wąskim białym korytarzem, z którego weszliśmy do wnętrza samolotu. Fotele były potrójne, prawie wszędzie zajęte, było widać gdzieniegdzie pojedyncze miejsca. Rozglądałam się z lekkim przerażeniem, bo nie wierzyłam, że zmieści się tu ponad 20 osób! Ludzie z ekipy nagrywającej rozprzestrzenili się, szukając dla siebie miejsca. Chciałam iść za nimi, jednak Jared złapał mnie za dłoń.
-Gdzie idziesz? - wyszeptał mi do ucha, kiedy przyciągnął mnie do siebie. - My lecimy pierwszą klasą, która jest za nami.
Spojrzałam do tyłu. W drzwiach znikała właśnie Emma, Shannon, Matt, Tomo i rudawa Luiza. Weszliśmy za nimi i znaleźliśmy się w niewielkim pomieszczeniu, gdzie nikogo, poza nami, nie było. Fotele były 2-osobowe. Szybko policzyłam i łącznie było 10 miejsc w kabinie. Każdy fotel był skórzany, miał oparcie pod łokcie oraz niewielki, aczkolwiek elegancki, składany stoliczek. Zajęliśmy fotele tuż przy przejściu do klasy ekonomicznej. Zdecydowałam się usiąść przy oknie, aby móc na co patrzeć podczas lotu i podziwiać to, co mnie czekało w powietrzu. Za nami siedział Shannon z Emmą, obok nas Matt z Luizą i tylko Tomo siedział samotnie. Odwróciłam się do niego.
-Tomo, nie będzie Ci smutno, że sam siedzisz?
Gitarzysta szeroko się do mnie uśmiechnął.
-Mary, w końcu mogę rozwalić się na dwóch fotelach! To jest cudowne! - rzucił zadowolony i, chcąc pokazać, że to jego spełnienie marzeń, wyjął z plecaka poduszkę i położył ją na drugim fotelu, kładąc na niej głowę.
Z głośników poleciał komunikat, który kazał zapiąć pasy. Spojrzałam spanikowana na Jareda, który się lekko uśmiechnął i sięgnął do mojego fotelu po pasy, po czym delikatnie mnie zapiął.
-Jared, boję się... - powiedziałam cicho, zaciskając swoje palce na oparciu fotela.
-Nic się nie stanie, jestem przy Tobie - dodał mi otuchy, pokrywając moją dłoń.
Zacisnęłam oczy kiedy poczułam, że samolot zaczyna jechać. Nabieraliśmy prędkości. Nagle poczułam lekkie szarpnięcie do przodu, po którym nic się nie działo. Nie czułam już, że jedziemy. Nie czułam nic. Otworzyłam lekko jedno oko i zerknęłam przez okno.
-Wow, Jared, my.. lecimy.
Usłyszałam śmiech Shannona z tyłu. Odwróciłam się lekko i zmroziłam go wzrokiem. Jared odpiął pasy i powiedział, że też to mogę zrobić. Zimnymi palcami schwyciłam za zapięcie i po 10 sekundach i mi udało się odpiąć pasy. Poczułam się wolna, w końcu nic już nie upijało mnie w brzuch i nie krępowało moich ruchów.
-Chcesz się czegoś napić? - zapytał się mnie po 5 minutach wokalista.
-Wody poproszę, nic więcej - uśmiechnęłam się do niego blado.
Jared wstał i podszedł do niewielkiej szafeczki, która znajdowała się za fotelami Tomo. Gitarzysta już smacznie chrapał, rozwalony na dwóch fotelach. Leto wrócił do mnie z 2 butelkami wody oraz 2 słodkimi bułkami.
-Weź, zjedz coś, śniadania nie jadłaś. Nie bój się, w samolotach są w razie czego kible.
Podziękowałam mu za bułkę i wodę. Zjadłam ją od razu, bo nagle zaczęło mi burczeć w brzuchu. Opróżniłam butelkę do połowy i odstawiłam ją na stolik, który wcześniej wysunęłam. Odległość między stolikiem a fotelem była tak duża, że zupełnie nie krępował moich ruchów. Jared odwrócił się do Shannona i zaczął grać z nim w karty. Do gry dołączył się Matt. Ja zerknęłam przez okno i zauważyłam, że lecieliśmy nad chmurami. Mimo że widok był nieziemski, przepiękny, znużyło mnie obserwowanie dość monotonnego krajobrazu. Ziewnęłam szeroko i, nie wiedząc kiedy to się stało, opuściłam głowę i zasnęłam.
Obudziło mnie głośne pikanie. Otworzyłam oczy, nie wiedząc początkowo, co się dzieje. Spojrzałam na Jareda, który patrzył na mnie z lekko przerażoną twarzą.
-Co się dzieje? - zapytałam się sennym nadal głosem.
-Nie wiem, kazali nam zapiąć pasy.
Zrobiłam to. Spojrzałam przez okno i cicho krzyknęłam. Nie było już tego błękitu, który widziałam wcześniej - wokół samolotu wyrosły gęste, czarne chmury, przez które co kilka sekund przelatywała oślepiająca błyskawica.
-Uwaga, wpadliśmy w turbulencje, ale proszę się nie martwić, samolot pilotują doświadczeni ludzie. Proszę zapiąć pasy w celu bezpieczeństwa. Może trochę trząść - poleciał z radia komunikat nadany pewnie przez jedną ze stewardess.
-Turbulencje..? - spojrzałam pytającym wzrokiem na wokalistę. Miałam mgliste tylko pojęcie o tym, co to jest turbulencja, wiedziałam tylko tyle, że to zjawisko pogodowe, które czasami towarzyszy samolotom. Nie miałam pojęcia, czy jest ono dobrym zjawiskiem czy złym. Patrząc na minę Jareda wywnioskowałam, że jednak to złe zjawisko, które pewnie nie miało mieć miejsca, jednak to się działo w tym momencie.
-Wpadniemy w oko burzy i będzie trzęsło całym samolotem. Cholera, zapomniałem, że na dzisiaj przepowiedziano największą burzę stulecia nad Oklahomą! Paskudne to są tereny, oj, paskudne... - powiedział mi Jared przerażonym głosem.
-E tam, nic nam nie będzie, prawda..? Prawda? - zapytałam się ponownie Jareda, który patrzył tępo przed siebie.
W końcu popatrzył się na mnie i niezdecydowanie kiwnął twierdząco głową. Poczułam, że zaczyna ogarniać mnie panika. Czemu pilot wleciał w tą burzę? Czemu jej nie ominął? Co prawda nie przypominałam sobie, aby w wiadomościach mówili coś o mega burzy w Oklahomie, no ale w końcu nie oglądałam zbyt często telewizora, bo zwyczajnie nie miałam na to czasu ani ochoty. W telewizji roiło się aż od polityków i gówno wartych programach, gdzie liczyła się tylko oglądalność, a na kanałach muzycznych coraz bardziej puszczano teledyski, gdzie głównym tematem była golizna.
Nagle gwałtownie mną szarpnęło. Gdyby nie pasy bezpieczeństwa to moja twarz zatrzymałaby się na ściance i rozpłaszczyła o nią. Na szczęście tylko zostałam mocno przyszpilona do fotelu. Potem znowu szarpnęło. I jeszcze raz. I jeszcze jeden. Schwyciłam mocno dłoń Jareda. W moim mózgu wybuchło przerażenie, które rozlewało się po całym ciele. Czułam, że zaczynam się pocić. Spojrzałam na Jareda, który już nie krył się tym, że był przerażony zaistniałą sytuacją. Po chwili usłyszałam cichy krzyk Emmy i głośne przekleństwo Shannona. Zerknęłam do tyłu, żeby zobaczyć, co się stało. Kiedy to zobaczyłam, wrzasnęłam, czując, że zaraz zwrócę zjedzoną wcześniej słodką bułkę. Na podłodze leżał Tomo, który nie zdążył zapiąć pasów. Miał dziwnie wykręconą nogę, zaś druga tkwiła na fotelu. Z głowy leciała mu krew, tak samo jak z szyi i z rąk. Widząc, że jego plecy się nie unoszą (bo leżał na brzuchu) stwierdziłam, że raczej marne szanse są na to, aby nadal żył. Znowu mocno szarpnęło, a ciało Tomo'a poleciało do przodu. Usłyszeliśmy nieprzyjemny odgłos łamanych kości. Głowa Tomo znalazła się tuż przy nogach Jareda. Ponownie się odwróciłam i szybko zamknęłam oczy. Zwymiotowałam na swoje buty, ale miałam to gdzieś. W fotelu została urwana noga Tomo, podczas gdy ciało, bez tej nogi, leżało obok nas. Z oderwanej nogi w udzie wystawała biała kość i zwisały płaty mięśni. Wszystko momentalnie pokryło się krwią.
-Jared, boję się... - wyszeptałam do niego.
Objął mnie mocno, a ja schowałam twarz w jego ramionach. Miałam już dosyć tego, żałowałam, że wyjechałam z Forks, że jego spotkałam, że siedzę w tym samolocie. Wróć, nie żałowałam, że jego poznałam, ale nie wierzyłam, nie chciałam, że nasza wspólna przygoda własnie ma się skończyć.
Samolot zaczął przekręcać się na lewą stronę, po czym gwałtownie odwrócił się o 180 stopni. Wisieliśmy głowami w dół. Wtuliłam się jeszcze mocniej w ramiona Jareda, czując, że moje rzygi lądują mi na twarzy, włosach, wszędzie. Zresztą nie tylko moje, Jared oraz pozostała część ekipy też zwymiotowała, kiedy zobaczyła oderwaną nogę Tomo.
Nagle w małej kabinie rozbrzmiał się głośny kobiecy krzyk. Otworzyłam, choć starałam się tego nie robić, jednak ciekawość zwyciężyła, oczy, i natychmiast pożałowałam, że to zrobiłam. Tomo leżał na suficie samolotu, który stał się podłogą, a obok niego wylądowała Luiza, cała połamana. Widziałam jej twarz, była przytomna, jednak tak niefortunnie upadła, że była cała sparaliżowana. To pasy nie utrzymały jej i tak drobnej postaci, co spowodowało, że wylądowała obok Tomo.
-Luiza, nie! - krzyczał Matt.
-Matt, ja chyba umieram! - szlochała Luiza, nie mogąc się poruszyć. - Wszystko mnie boli, nie jestem w stanie ruszyć żadną kończyną! Chyba złamałam sobie kark!
-Luiza, nie rób mi tego, proszę Cię! - Matt wrzeszczał przez łzy, chcąc powstrzymać ją przed czymś, co jest nieuniknione. - Nie odchodź beze mnie! Zaraz do Ciebie dołączę! - ręką sięgnął ku pasom.
-Matt, NIE! - krzyknął Shannon, jednak było za późno.
Jak w spowolnionym filmie widziałam wszystko dokładnie, co się stało. Matt rozpiął pas, jego ciało poszybowało do przodu, i upadł centralnie na główkę. W tym momencie usłyszałam cichy chrupot jego kości, a po chwili bezwładne ciało Matta spoczęło na suficie. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w Jareda. Luiza głośno wrzeszczała.
Po chwili poczułam, że samolot znowu się odwraca. Znowu było gwałtowne szarpnięcie, i lecieliśmy tak jak powinniśmy - sufit był sufitem a podłoga podłogą. Wrzaski Luizy ucichły, co oznaczało tylko jedno - umarła podczas obracania się samolotu.
Otworzyłam oczy i spojrzałam w okno. Z przerażeniem stwierdziłam, że widzę łunę ognia.
-Jared, skrzydło się chyba pali! Widzę ogień, dużo ognia!
-Mary, z drugiej strony taki sam widok jest.
Kurwa, czyżby to miał być koniec? Czyżbym tak miała umrzeć? Poczułam, że tracimy wysokość i gwałtownie lecimy w dół. Wrzasnęłam.
-Emma, kocham Cię! Kochałem Cię zawsze, od momentu, kiedy Cię ujrzałem. Byłem głupi, że wtedy nie spróbowałem Cię zdobyć, że odkładałem to wszystko na bok, nie wierząc, że tamten moment jest odpowiedni, idealny. Bałem się odrzucenia z Twojej strony, nie miałem pojęcia, że to Ty jesteś tą jedyną. Kocham Cię! - usłyszałam głos Shannona za sobą.
-Ja też Cię kocham, od samego początku Cię kochałam - szlochała Emma.
Spojrzałam na Jareda i nagle całe przerażenie, strach zniknęło. Jego błękitne tęczówki, to spojrzenie pełne miłości, przepełnione uczuciem do mnie, gorącym i ponętnym. Nic nie mówiąc rzuciłam się do ust i zaczęłam go całować, wiedząc, że to będzie mój ostatni pocałunek podczas mojego całego, dość krótkiego niestety, życia. W końcu, kiedy samolot osiągnął bardzo dużą prędkość, a domki zbliżyły się do nas w bardzo szybkim tempie, oderwałam się od jego ust, aby wyszeptać cicho:
-Kocham Cię Jared.
-Dziękuję - odpowiedział ten i mocno mnie do siebie przytulił. Wsłuchałam się w ton bicia jego serca, w ten spokojny, łagodny rytm. Byłam pogodzona z tym, co mnie czeka za kilka sekund. Wiedziałam, że umrę obok osoby, która była mi przeznaczona od samego początku, którą kochałam całym swoim sercem. To wszystko spowodowało, że nie bałam się śmierci, jeśli był obok mnie Jared.
Samolot uderzył w ziemię. Ogarnęła mnie niesamowita jasność, ból, a potem nie było nic. Tylko ciemność.
_________________________
Nie, to nie koniec opowiadań, nie bójcie się, jeszcze do was wrócę, niestety dopiero za rok. :P
Szczęśliwego nowego roku!

7 komentarzy:

  1. O KURWA!! O KURWA!! O KURWA!!!!
    Co ty narobilas?!?!?!?! Tomo mialby byc martwy???? Mama go nie nauczyla, ze sie zapina pasy? To wyzwanie milosci Emmy i Shanimala <3 CUDO!! Ale do jasnej cholerki, czemu w takim momencie skonczylas?
    Prosze, prosze, prosze o szybki rozdzial!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. CO TY ZROBIŁAŚ?!?!?!?!?!?!!!!!!???
    ;_;
    Prosimy o szybkie dodanie kolejnego rozdziału.
    ;_;

    OdpowiedzUsuń
  3. O. MÓJ. BOŻE.
    Tomo martwy?! WTF?! Ja mam nadzieję, że ta cała katastrofa to był tylko sen i Mary obudzi się w ramionach Jareda :3
    Wstawiaj szybko nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ejj, coś czuję, że Mary ma okropny sen xD No bo przecież nie możesz Tomo uśmiercić NOŁ NOŁ NOŁ! MY NA TO SIĘ NIE ZGADZAMY! Ach, Emma i Shannon! Weź ich zeswataj, tak będzie najlepiej! :D
    Daj już ten nowy rozdział! :D Pozdrawiam i również Ci życzę szczęśliwego nowego roku ^^ @Marelajn_

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze nienawidzę cię! Jak Tomo mógł tak skończyć? I wgl ta katastrofa samolotu, jezus :(( po drugie to kocham Ciebie i to opowiadanie XD przeczytałam je całe w jeden wieczór z zapartym tchem, właśnie jest 00:20 XD na początku popełniałaś wiele błędów ale z czasem twój styl pisania się wyrobił i teraz jest świetnie! ;) wgl to uwielbiam twoje poczucie humoru i te docinki shannona do mery i jareda ^^ czekam na następny rozdział licząc, że to wszystko to tylko zły sen (no oprócz wyznania dla emmy przez shana <3)

    OdpowiedzUsuń
  6. a ja się uśmiałam xD dobry rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  7. zajebongoooo :D ale zdaje mi się ze to seeeeen ;D bardzo niefajny ale seen :D

    OdpowiedzUsuń