czwartek, 2 stycznia 2014

ROZDZIAŁ XXI

Otworzyłam oczy. Obok mnie siedział Jared, jakby nic się nie stało. Znajdowaliśmy się w samolocie.
-Dzięki Bogu.. - wyszeptałam z wyraźną ulgą.
To był tylko sen, ten cały wypadek, katastrofa samolotu. Nawet nie wiecie, jak mi kamień spadł z serca! Odwróciłam się w kierunku Tomo. Nadal spał, ale miał zapięte pasy. Shannon, Emma, Luiza i Matt nadal grali w karty. Spojrzałam na Jareda, który bacznie mnie obserwował.
-Wierciłaś się przez sen. Coś złego Ci się śniło? - zapytał się mnie.
-Śniło mi się, że wpadliśmy w turbulencje i Tomo nie żył, potem Luiza, Matt, a na koniec rozbiliśmy się o ziemię... Ale to tylko sen, nic złego się nie stało - uśmiechnęłam się do niego.
-Sen nie sen... Pamiętaj, że ja Cię cały czas kocham, całym swoim sercem, i nie pozwolę, żebyś mnie opuściła.
Jared mnie przytulił. Coś mi tu nie pasowało. Czemu jego dotyk nie sprawiał we mnie uczucia motylków w brzuchu? Czemu wydawał się zwykłym, bezbarwnym gestem, jakby nie należał do rzeczywistości? Z tyłu dobiegł mnie śmiech Shannona. Oprócz nas w samolocie było nienaturalnie cicho, tylko z daleka gdzieś słyszałam ciche pikanie.
Spojrzałam na Jareda lekko zdezorientowanym wzrokiem.
-Jared, mam prośbę.. Uszczypniesz mnie? - zapytałam się go.
Odległe dotychczas pikanie zaczęło być coraz głośniejsze.
-Nie chcę Ci zrobić krzywdy! - odpowiedział mi Jared.
-Proszę, zrób to.. Mocno! - zawołałam płaczliwym wręcz tonem.
Popatrzył na mnie ze zdziwieniem, ale zrobił to, uszczypnął w ramię. Nic. Zero bólu.
-Mary! - krzyknął nagle. Pikanie dudniło mi w uszach. - Mary! - jeszcze raz krzyknął.
Zamknęłam oczy, chcąc przemyśleć, czemu jest to nieznośne pikanie i czemu Jared wykrzykuje moje imię.
-Mary! - jeszcze raz usłyszałam jego głos, który był przerażony, rozpaczliwy, płaczący. Co tu się, do cholery, działo?
Rozchyliłam w końcu powieki. Oślepił mnie blask lampy, która stała nade mną. Obok mnie coś głośno pikało. W końcu oślepienie minęło i zobaczyłam nad sobą Jareda. Nie wyglądał jak zwykle - miał potargane włosy, wielki plaster nad prawą brwią oraz rękę w gipsie. W oczach dostrzegłam wielką ulgę.
-Co się stało? - zapytałam z wielkim wysiłkiem. Miałam problemy z mówieniem, czułam, jakby moje gardło było suche od kilku tygodni. Nie byłam w stanie przełknąć śliny, mięśnie odmawiały mi współpracy.
Bolała mnie niesamowicie głowa. Miałam wrażenie, że lada chwila mi wybuchnie i rozpadnie się na miliardy kawałków. Spróbowałam poruszyć nogami, rękami, jednak nie dałam rady. Popatrzyłam na Jareda, który rozmywał się coraz bardziej. Znowu pogrążyłam się w ciemności.
Obudziło mnie głośne trzaśnięcie drzwiami. Rozchyliłam niepewnie powieki. Udało mi się przez ten krótki czas poprzedniej przytomności wywnioskować, że leżałam w szpitalu, że to, co niby było snem, okazało się być rzeczywistością. Jęknęłam cicho przypominając sobie to, co zapamiętałam podczas spadania samolotu - rozerwane ciało Tomo, bezwładne ciało Matta i półprzytomną Luizę. Miałam ochotę wrzasnąć, jednak przez moje gardło wydobył się tylko cichy szept.
-Mary? - doszedł do mnie niepewny męski głos.
Chciałam unieść głowę, co mi się nie udało. Byłam przykuta do łóżka. Zaczynałam czuć z tego powodu wkurzenie i zdenerwowanie. Tajemnicza postać siedząca przy łóżku podniosła się i stanęła nade mną. Shannon. Wyglądał lepiej niż Jared, miał tylko nieliczne zadrapania na twarzy. Miał podkrążone oczy, pewnie nie sypiał dużo, o ile w ogóle spał, oraz kilkudniowy zarost na twarzy. Nie miałam pojęcia, ile czasu jestem w szpitalu.
-Gdzie... Jared.... - udało mi się wyszeptać przez moje ściśnięte gardło.
-Poszedł się zdrzemnąć, z wielkim trudem go wykopałem stąd. - Shannon popatrzył się na mnie czule. Przysunął sobie bliżej krzesło i usiadł obok mnie. Z trudem odwróciłam głowę, aby móc na niego patrzeć.
-Co się stało? - zapytałam się już wyraźniej. Gula z gardła jakby się zmniejszyła.
-Samolot wpadł w turbulencje i rozbił się na ziemi.
-Ktoś... nie żyje? - w moim głosie było słychać przerażenie i lęk przed prawdą.
Wtem drzwi do pokoju otworzyły się i wszedł przez nie Tomo. Miał obandażowane czoło.
-Tomo, Ty żyjesz... - odetchnęłam z ulgą, bo już miałam przed oczami scenę z samolotu, jak ciało Tomo'a walało się po pokładzie.
Chwila moment. Skoro sen o spadającym samolocie nie okazał się snem, tylko rzeczywistością, to jakim cudem Tomo stał przede mną jak gdyby nic? Coś mi się nie zgadzało. Czy spadnięcie samolotu to też był sen? Nie, to niemożliwe, skoro jednak znalazłam się tutaj, a przed chwilą Shannon poinformował mnie, że nasz samolot wpadł w turbulencje i rozbił się o ziemię...
Shannon i Tomo popatrzyli na siebie lekko zdezorientowani. Po chwili Tomo pochylił się nad przyjacielem i szepnął mu coś do ucha. Shannon pokiwał głową, jakby coś zrozumiał.
-Mary, wszyscy przeżyli oprócz Luizy - odpowiedział na zadane przeze mnie wcześniej pytanie.
Jęknęłam cicho, chociaż czułam ulgę, w końcu tej Luizy prawie w ogóle nie znałam.. Jednak sen był realny poza niektórymi, dziwnymi dość, aspektami.
-Co się stało? Czemu nie żyje?
-Miała źle zamontowane pasy i spadła podczas obrotu samolotu. Śmierć na miejscu, dobrze, bo nie cierpiała chociaż.. - poinformował mnie Shannon.
-Co z Emmą i Mattem?
-Matt ma złamaną nogę, a Emma... - tu perkusista zamilkł, nie mogąc wydusić z siebie słowa.
-Jest nadal nieprzytomna. - dokończył za niego Tomo. - Ma połamane żebra, a lekarze stwierdzili wstrząs mózgu.
-To czemu nie siedzisz z nią? - zapytałam się Shannona.
-Bo u niej stan jest ciężki, a Ty chociaż dałaś wcześniej jakiś znak życia... Nie jestem w stanie ciągle przy niej siedzieć, psychika mi siada, jak patrzę na to jej drobne ciało leżące pod respiratorem.... Zresztą Jaredowi należała się chwila odpoczynku, siedzi przy Tobie bez przerwy od 4 dni.
Hm, więc 4 dni leżałam nieprzytomna, nie licząc tego krótkiego przebudzenia się w którymś tam momencie.
-Co mi jest?
-Miałaś lekki wstrząs mózgu i połamaną lewą nogę i rękę. Potłuczone żebra, na szczęście nic nie pękło. Jared mówił, że upadłaś tak nieszczęśliwie, że myślał, że już po Tobie jest... Ma złamaną prawą rękę, ale musiał zostać dłużej w szpitalu niż my, ponieważ miał bardzo kiepską psychikę. Ciągle płakał, wrzeszczał, był nieobecny, ale jak dałaś znak życia czy co to tam było, uspokoił się.
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Poza tym, że całą lewą stronę ciała miałam w gipsie czułam się dobrze. Jared się mną przejmował, pamiętał o mnie, liczyłam się tylko ja.
-A, i jeszcze jedna sprawa. W Twoim ciasteczku znaleziono silny lek halucynogenny. Nie wiedzieć czemu tylko Ty miałaś te prochy. Martwię się, że Jared Ci coś dosypał do ciastka.. - rzucił zaniepokojony Tomo.
Spojrzałam na niego jak na głupka. Jared i prochy, haha, wolnego!
-Przecież on nie zjadł w końcu tego ciastka - przypomniałam sobie fragmentu snu-wspomnień, jak ciastko latało po całym samolocie. - A wy też pewnie nie tknęliście...
-W sumie to możesz mieć rację. A ja go oskarżyłem o to, że chciał Cię otruć, podczas gdy nie sprawdzono resztę ciastek!
Do pokoiku weszła kolejna osoba. Miała na sobie biały fartuch - lekarz.
-Shannon, Emma się przebudziła - poinformował od razu na wejściu.
Przez twarz Shannona przeleciała radość i zadowolenie. Zerwał się na nogi i prawie wybiegł z pokoju, chcąc jak najszybciej zobaczyć swoją ukochaną kobietę. Lekarz popatrzył na mnie z uśmiechem.
-Widzę, że panienka już się wybudziła. Wiadomo już Tobie, jakie masz obrażenia?
-Niestety tak.. - mruknęłam. - Za ile mi zdejmą to cholerstwo?
-Na szczęście złamanie ręki nie jest tak poważne, jak początkowo sądzono, dlatego za tydzień zdejmiemy Ci gips i założymy elastyczny bandaż, natomiast noga... - tu na chwilę przerwał, zerkając w swoje papiery. Czekałam z niecierpliwością na jego werdykt. - No cóż, kość została złamana w kilku miejscach dość poważnie. Poskładaliśmy na tyle, ile się dało, jednak prawdopodobnie noga nigdy nie będzie w 100% sprawna, na szczęście chodzić i wykonywać proste czynności będziesz mogła. Gips zostanie Ci zdjęty za 6 tygodni niestety, ale wypiszemy Cię po tygodniu, jak tylko zbadamy lewą rękę.
Akurat tym się nie zmartwiłam. Po prostu nie będę biegała czy coś tam, grunt, że będę mogła chodzić. Poczułam się senna i ociężała. Nie sądziłam, że taka zwykła pogawędka może tak człowieka zmęczyć! Ziewnęłam szeroko.
-Tomo, chodźmy już, ona potrzebuje snu - wyprowadził z salki gitarzystę lekarz. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
Obudziłam się znowu. Tym razem obok mnie siedział Jared, który był pochylony nad łóżkiem i coś czytał. Uśmiechnęłam się lekko widząc, że czyta Lśnienie. Przypatrywałam mu się, jak bardzo jest pogrążony w lekturze tej książki. Wyglądał tak ślicznie, niewinnie... Tylko gips na jego ręce burzył ten zwykły widok. Podniósł na chwilę wzrok znad książki i zobaczył, że już nie śpię. Włożył zakładkę do książki, odstawił ją na stolik nocny i pochylił się nade mną, całując w czoło.
-Witaj, Mary - pogłaskał mnie czule po policzku.
-Spałeś coś? - zapytałam się go.
-Kiedy Shannon mnie zmienił to udało mi się zdrzemnąć z 4 godzinki. Nie wytrzymałem dłużej, wolałem wrócić do szpitala, do Ciebie.
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Po raz pierwszy byłam dla kogoś ważna, potrzebna. Nie byłam nikim, bo Jared chciał być ze mną, przebywać w moim towarzystwie. Byłam taka zadowolona, że go mam!
-Jak Emma?
-Wybudziła się całkowicie ze śpiączki, jest w lepszym stanie niż Ty, bo nie musi być przykuta do łóżka jeszcze przez kilka dni. - poinformował mnie Leto, łapiąc mnie za dłoń.
-Ważne, że żyjemy... Ile ofiar śmiertelnych?
-6, na szczęście oprócz Luizy nikt z naszej ekipy. W sumie to nie lubiłem tej Luizy, powtarzałem ciągle Mattowi, że ona jest dziwna, jednak ten mnie nie słuchał.. Co ta miłość robi z człowiekiem - zaśmiał się cicho.
Do pokoju weszła pielęgniarka z dawką leków.
-Nie będziemy Cię już leczyć dożylnie, od jutra będziesz doustnie dostawała leki. Jesteś na tyle przytomna i sprawna, że możesz zacząć pomału funkcjonować jak człowiek - poinformowała mnie, wstrzykując w kroplówkę jakieś tam leki, po czym wyszła z pustymi strzykawkami.
-Jared... - wyszeptałam.
Popatrzył na mnie pytającym wzrokiem.
-Czy Shannon wyznał w samolocie miłość Emmie? Bo po tej bułce nie bardzo wiem, co było prawdą a co było halucynacją.. - wzdrygnęłam się, jak znowu ujrzałam oderwaną nogę Tomo.
-Wyznał, w końcu koniec tej bieganiny za uczuciem. Kto by pomyślał, że dopiero wypadek sprawi, że Shannon wyzna miłość Emmie? Gdyby nie to, pewnie byśmy patrzyli, jak patrzą na siebie ukradkiem, nie robiąc nic w tym kierunku, żeby być ze sobą.
Drzwi znowu się otworzyły i do sali wszedł Shannon z Emmą. Uśmiechnęłam się do nich, kiedy zauważyłam, że trzymają się za ręce. Miłość wszędzie, miłość! Tak ślicznie razem wyglądali! Emma nadal była w koszuli szpitalnej, pewnie jeszcze nie pozwolili jej opuścić budynku, ale trzymała się całkiem dobrze. Wyglądali jak para nastolatków, będąc razem.
-Uszanowanko wam! - krzyknęłam na powitanie. - Tak ślicznie razem wyglądacie...
Emma się rozpromieniła.
-Jak się czujesz? - zapytał się Shannon.
Przemyślałam chwilę, co mam odpowiedzieć, bo nie wiedziałam, jak się czuję. Za dużo emocji, za dużo... Oceniłam swój stan psychiczny, fizyczny i połączyłam wszystko razem.
-Okej, poza tą kłodą na lewej stronie ciała wszystko jest w jak najlepszym porządku - odpowiedziałam.
Przegadaliśmy wspólnie godzinę, po czym wygoniono wszystkich, ponieważ lekarz stwierdził, że przyda mi się sen. Nie zaprotestowałam, głowa dawała mi znać. Po wyjściu Jareda (który marudził, że nie chce wychodzić), wstrzyknięto mi środek usypiający.

W końcu minął tydzień i siedziałam na łóżku z zabandażowaną ręką, czekając niecierpliwie na przyjście Jareda, który miał mnie zawieźć do hotelu w Toronto. Reszta już tam była od 2 dni i czekano tylko na nas. Zespół postanowił, że pomimo śmierci Luizy nie ma co przekładać i tak opóźnionego o tydzień nagrywania, bo potem miała się zacząć kolejna trasa koncertowa, w sumie nie jakoś zbyt mocno napięta, ale przerwy między koncertami były zbyt krótkie, aby móc cokolwiek nagrać. Zresztą nie byliśmy daleko od Toronto, jakieś 6 godzin autem.
Ręka była sprawna, mogłam nią robić wszystko, co tylko mi się podobało, oczywiście z zachowaniem pewnego umiaru. Szpeciła ją tylko blizna tuż nad zgięciem, gdzie kończył się drut zaaplikowany w mojej kości. Na szczęście nie musiałam patrzeć na szwy, ponieważ ręka była owinięta bandażem elastycznym. Noga nadal była w gipsie i zaczynało mnie to pomału irytować, bo ciężko się sikało z nim, nie mówiąc oczywiście o chodzeniu. Czekało mnie jeszcze 5 tygodni łażenia z tym cholerstwem, a potem pewnie długa i żmudna rehabilitacja, ale tym się nie przejmowałam. Szpital podarował mi 2 błękitne kule, dzięki czemu nie musieliśmy szukać sprzętu dla mnie w miejscowości.
-Gotowa? - do pokoju wszedł wokalista z moim lekarzem oddziałowym.
-Pewnie! - chwyciłam za kule i wstałam. Jared wiedział, że nie warto mi pomagać w chodzeniu, bo się tylko wściekałam, więc zrezygnowany szedł za mną, trzymając w dłoni moją niewielką torebkę z rzeczami.
Pożegnałam się z lekarzem, z pielęgniarkami, z którymi miałam styczność, i wyszłam na świeże powietrze. Och, jak mi tego brakowało! Miałam dość leżenia i jojczenia w łóżku. Owszem, traktowano mnie w porządku, ale nie ma to jak oderwanie się od smutnej szpitalnej atmosfery!
-Gdzie jest auto? - zapytałam się Jareda.
-Stoi przed nami - odpowiedział.
Przede mną stał granatowy mercedes. Jared podszedł i otworzył mi tylne drzwi.
-Co? - nie rozumiałam.
-Rozłożysz się na całym siedzeniu, będzie Ci wygodniej. - wytłumaczył mi.
Wczołgałam się więc na tyły samochodu. Pod stopą Leto podłożył mi kilka poduszek, aby moja noga była uniesiona do góry. Po chwili znalazł się przy kierownicy.
-Jaką muzykę sobie życzysz? - zapytał się mnie.
-Iron Maiden! - krzyknęłam głośno z uśmiechem. Brakowało mi głośnej muzyki w szpitalu.
-Nie ma sprawy - włożył płytę do odtwarzacza. - Przed nami cel: Toronto!
_________
Miłego czytania.

8 komentarzy:

  1. To się porobiło! :o
    Muszę przyznać, że przez chwilę na początku zgłupiałam, nie wiedziałam co było fikcją, a co prawdą, ale na szczęście wszystko się wyjaśniło :)
    Tomo żyje, to jest najważniejsze :D troskliwy Jared zdobywa u mnie kolejnego plusa :3 i Shannon z Emmą, nareszcie!! :) oby im się dobrze wiodło :)
    No czekam na kolejny rozdział :) kocham to opowiadanie, mówiłam Ci to już? :D
    +zapraszam na nowe opowiadanie do siebie irememberwhenimethim.blogspot.com :) @Marelajn_

    OdpowiedzUsuń
  2. no to tak: SHANNON I EMMA <3 idealnie <3 Tomo w całości, to najważniejsze :D no i opiekuńczy Dziadu <3 dobrze że nie uśmierciłaś tu nikogo (kto mnie wkurza) hehehe :D ale tak bardzo szybko się skończyło ;_; czekam na kolejny i dużo weny i w ogóle się trzymaj! i Mary z gipsem... kurde, ale Dziad pewnie coś wymyśli, żeby były Twoje ukochane SEKSY :D łeeeeeeeeeeeeeeee, skończyło się! a ja chciałam dalej czytać, no nic, jakoś postaram sobie z tym poradzić :c i poczekam do następnego :D <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, w końcu wszystko się wyjaśniło ;) TAK! Wyznanie Shannona okazało się prawdziwe! ;D i Tomo żyje to najważniejsze ;) Czekam na kolejny rozdział, oby był jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie :) nie mogę doczekać się następnej części :D < więcej erotyki > :p

    OdpowiedzUsuń
  5. kocham to opowiadanie :) Kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  6. bedzie dzisiaj nowy rozdzial?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, dopiero z pogrzebu wróciłam. Nie wiem, kiedy zacznę znowu coś pisać.

      Usuń
  7. oż kurde, to żeś mnie zaskoczyła ;O ciastko halucynogenne, wypadek samolotu, szpital, śmierć jednej osoby z ekipy... słodka strona Jareda ;o

    no, no, NOOOO! ;D

    Ale mnie w chuja zrobiłaś!!!!

    OdpowiedzUsuń