niedziela, 15 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XVI

Noc była ciepła. Na ulicy jeździły pojedyncze auta, chodnikiem prawie nikt nie szedł. Nie wiedziałam, która jest godzina - czas nad rzeką minął nam bardzo szybko. Poczułam wibracje telefonu w kieszeni Jareda.
-Ktoś się pewnie niepokoi - rzuciłam do niego, kiedy wyciągał urządzenie. Uśmiechnął się do mnie i przyłożył słuchawkę do ucha.
-Cześć... Tak, żyję, nic mi nie jest... Jest ze mną... Co? Nie! Czemu Ci to przyszło do głowy?!.... Ogarnij się w końcu... Nie wiem, może za 20 minut, może za godzinę, co Cię to obchodzi?.... Ok, pa. - skończył rozmowę i schował telefon do kieszeni. - Shannon myślał, że poszedłem się z mostu rzucić - westchnął.
-No nie dziwię się mu, byłeś naprawdę wściekły wtedy... - rzekłam.
-Mam już dosyć, za dużo emocji jak na jeden dzień. Koncert z Metalliką, kłótnia z bratem, teraz ta rozmowa z Tobą.... - spojrzał na mnie.
-Ale Ci pomogła? Ta rozmowa o Cameron w sensie? - spytałam się.
Ścisnął mocniej moją dłoń.
-Oczywiście, Mary.. - powiedział ciepło. - Brakowało mi tego, chciałem móc w końcu zrzucić ten ciężar z ramion, z duszy. Czuję się... wolny, że w końcu ktoś wie i rozumie, czemu wtedy postąpiłem tak a nie inaczej.
-A ta piosenka.... Buddha for Mary... Miała się tak nazywać?
-Nie, miało być Buddha for Cameron. Ale nie chciałem tak pisać wprost, żeby ludzie się dowiedzieli, że to o nią chodzi, a Mary to piękne imię, które mi się bardzo podoba, więc zmieniłem. - zadumał się, a mi się zrobiło gorąco. Moje imię mu się ogromnie podobało... Wiedziałam, że to mnie nie dotyczy, bo nie znał mnie wtedy, jednak pochlebiało to mi, że Mary mu się podoba jako imię.
-Gdzie śpisz? - zmienił temat Jared.
-W Iguanie, ale nie wiem, czy Ci coś to mówi - odrzekłam.
-Wiem, gdzie to! Niedaleko jest mój hotel, Primorsko. - ucieszył się Jared. - Dokąd się wybierasz dalej?
-Los Angeles, chciałabym w końcu się tam znaleźć u brata...
-To świetnie się składa, bo akurat jutro wracamy do domu! Dołączysz do naszego wesołego busa? - zaproponował wokalista.
-Z miłą chęcią! - zgodziłam się od razu, bo miałam dość włóczenia sę po świecie w autobusach, gdzie nie byłam sama i nie miałam nic do gadania, jeśli o postoje chodzi. Trzeba też powiedzieć, że było mi niewygodnie, jak jechałam tutaj, do San Francisco. Mimo że to tylko 6 godzin podróży, wolałam skorzystać z jego oferty i przebyć ostatni odcinek drogi w jego tourbusie.
Stanęliśmy przed Iguaną. Spojrzałam na Jareda, który mi się przyglądał. Wyciągnął rękę i wziął mój kosmyk włosów, który założył za uchem. Uśmiechnęłam się, przygryzając lekko dolną wargę. Dawno nikt tak nie poprawiał mi fryzury.
-Mary.... - wyszeptał.
-Tak? - zapytałam drżącym głosem.
-Dziękuję Ci. Za wszystko. Za to, że jesteś... - rzekł i pochylił się nade mną, dotykając swoimi ustami moich warg. Zamknęłam oczy. Chwycił delikatnie moją twarz w swoje dłonie, kładąc je na policzkach, ja zaś objęłam go mocno, splatając ręce na jego plecach. Wpił się mocniej w moje usta. Rozchyliłam lekko swoje, co Jared od razu wykorzystał i wsunął język do moich ust, gdzie spotkał się z moim językiem. Poczułam, jak przez plecy przechodzą mi silne dreszcze. Uniosłam wyżej dłoń i wplotłam palce między jego włosy. Przytuliłam go mocniej do siebie, chcąc go jak najmocniej objąć, chłonąć. Między nami przeszedł jakby elektryczny impuls, może chemia, bo czułam, że Jared pragnie mojej obecności, ale nie pod kątem seksu, on chciał mnie jako osobę przy sobie, która czuwałaby przy nim, dotrzymywała mu towarzystwa, była z nim zawsze.
W końcu wyplątałam się z jego uścisku, łapiąc z trudem oddech. Policzki miałam całe rozgrzane, a przez ciało cały czas przechodziły dreszcze. Jared ciężko dyszał.
-Nie ma sprawy, Jared... - uśmiechnęłam się do niego.
-Będziemy jutro o 7-ej rano, bądź już gotowa. Dobranoc - Leto pochylił się nade mną i złożył pocałunek na czubku głowy, po czym odwrócił się i poszedł w swoim kierunku.
Weszłam do motelu cała w skowronkach. Nie podejrzewałam za żadne Chiny świata, że sytuacja potoczy się tak a nie inaczej. Owszem, czułam coś do Jareda, ale nie sądziłam, że z wzajemnością! Chociaż nie miałam pewności, czy on mnie pocałował dlatego, że coś do mnie czuł, czy też powodem była pustka po Cameron. Nie chciałam być tą, która miałaby być dla niego drugą Diaz, o nie. Nie chciałam być jego panienką na pocieszenie, którą po wyjściu z dołka rzuci, żeby znaleźć nową. Ale nie potrafiłam przerwać wtedy tamtego pocałunku, za bardzo mnie pożądał swoją osobą. Obiecałam sobie, że poruszę z nim tą kwestię w autobusie podczas podróży do LA.
Wyjęłam klucze i weszłam do pokoju. Wzięłam szybki prysznic, a brudne ubrania schowałam do plecaka. Spojrzałam na zegarek. Świetnie, dochodziła już 3-a w nocy! Zgasiłam światło, ustawiłam budzik na 6:30 i schowałam się pod zimną pościelą, po czym zasnęłam kamiennym snem.
Obudził mnie dzwonek telefonu. Ledwo otworzyłam oczy. Bolała mnie głowa, a powieki ciążyły mi, jakby ktoś powiesił na moich rzęsach kilogramowe ciężarki. Zamknęłam znowu powieki i z zamkniętymi oczyma, na oślep, skierowałam się do łazienki. Opukałam twarz zimną wodą, co mnie trochę rozbudziło. Załatwiłam swoją potrzebę i wróciłam do pokoju, gdzie przebrałam się w czarną koszulkę oraz krótkie spodenki.
Zaraz znowu zobaczę Jareda. Mimowolnie się uśmiechnęłam, a moje serce zabiło szybciej. Zdążyłam za nim zatęsknić, a nie widzieliśmy się tylko 5-6 godzin. Bałam się, co będzie później, bo wiedziałam, że teraz są tylko zaczątki miłości. Miałam nadzieję, że nie dojdzie do tego, że będę o niego cały czas zazdrosna, że ciagle go nie ma w domu, że spotyka się z innymi kobietami. "Przestań o tym myśleć! Nawet nie jesteście parą!", skarciłam się w myślach. Czemu on tak na mnie działał?
Spakowałam porozrzucane rzeczy po pokoju do plecaka i punkt siódma zeszłam na dół w oczekiwaniu na busa. Miałam tylko nadzieję, że nie zapomni o mnie, że miał mnie przewieźć do LA. Wymeldowałam się z pokoju u zaspanej recepcjonistki, która dopiero za godzinę kończyła służbę nocną, i z szerokim uśmiechem na twarzy wyszłam z budynku. Słońce nieśmiało oświetlało ulicę, panował poranny chłód, więc sięgnęłam po bluzę i ją na siebie założyłam. Rozejrzałam się. Zaczynała się codzienna rutyna - auta coraz częściej jeźidzły, zwiększyła się liczba przechodniów - wszyscy spieszyli się do pracy, szkoły, niektórzy pewnie do domu po skończonej zmianie. Nikt nie zwrócił uwagi na mnie, osobę stojącą przy motelu, czekającą na coś - każdy był zapatrzony w swoje sprawy, zadumany, zamyślony.
Spojrzałam na zegarek, który był na ręce - była 7:10. Zaczęłam się denerwować, że chyba jednak zapomnieli o mnie.
-Czemu mu uwierzyłam? - rzekłam do siebie, kiedy była 7:30.
Wkurzona postanowiłam dłużej nie czekać tylko skierowałam się do Primorska. Wbiłam do środka.
-Dzień dobry, czy zespół 30 Seconds to Mars nadal jest w hotelu czy się już wymeldował? - rzuciłam do młodej kobiety, blondynki z dużymi cyckami, która siedziała za ladą.
Obrzuciła mnie pogardliwym spojrzeniem.
-Nie podajemy takich informacji - powiedziała mściwie.
-Jebie mnie to, są czy nie? - narastała we mnie wściekłość.
-Nie mogę udzielić takich informacji. Mam wezwać ochronę czy opuści pani sama pokój? - pogroziła mi.
Pochyliłam się nad ladą, żeby się zbliżyć do jej twarzy. Dzieliło nas jakieś 15 cm.
-Mam powód, żeby się pytać, i udziel odpowiedzi, bo inaczej zaczniemy rozmawiać... - wyszeptałam groźnie, nie przejmując się ochroną, ponieważ takiej nie widziałam, kiedy wchodziłam do budynku, zresztą w nocy Jared wspomniał mimochodem, że śpią w dziwnym hotelu bez żadnej ochrony wewnętrznej.
Blondi lekko zwątpiła w swoją pozycję, jednak nadal próbowała grać hardą osobę.
-Nie mogę podać, proszę stąd wyjść.
Patrząc wciąż na nią na oślep sięgnęłam po księgę gości. Nie zdążyła zaprotestować, kiedy wycofałam się z ową księgą do tyłu.
-Proszę oddać! Zaraz wezwę ochronę! - zaczęła wrzeszczeć.
Nie przejmując się jej krzykami szybko szukałam w księdze dzisiejszą datę. Kiedy w końcu trafiłam na nią, zobaczyłam wpis o Leto. Nie było nigdzie podpisu, że się wymeldował z pokoju, co zaakceptowałam z ulgą. Pewnie zaspał, w końcu trochę wczoraj emocji miał.
-Mary, co ty tu robisz?! - odwróciłam się. Emma weszła do holu, przypatrując się nam z szokiem. No cóż, pewnie wyglądało to dziwnie - recepcjonistka stała i ciskała mi pioruny z oczów, mój plecak stał porzucony przy ladzie, a ja stałam i szybko wertowałam książkę. Uśmiechnęłam się do kobiety, odłożyłam księgę na ladę, uśmiechając się triumfalnie do blondynki, która z niedowierzaniem patrzyła na mnie, i podeszłam do Emmy, aby ją cmoknąć na przywitanie w policzek.
-Jared mi obiecał, że weźmiecie mnie do LA, i kazał czekać o 7-ej pod moim hotelem. Trochę czasu upłynęło od tamtej godziny i zdecydowałam się wbić tutaj i zobaczyć, czy zapomniał o mnie, jednak ta pani niechętnie chciała mi udostępnić informacje, więc wyrwałam jej książkę żeby sprawdzić, czy się wymeldowaliście. - wytłumaczyłam jej.
-Faktycznie, mieliśmy wyjechać o 7, ale wszyscy jeszcze śpią, a ja sama się dopiero obudziłam i stwierdziłam, że nie ma sensu ich budzić, bo będą marudzić... Każdy zapomniał nastawić budzika, za dużo procentów, a Jared pewnie sądził, że my pamiętaliśmy, i sam nie ustawił - westchnęła. - Dołączysz do śniadania? - zapytała się.
-Oczywiście, z przyjemnością!
Ruszyłyśmy w stronę jadalni. W kącie był stół z jedzeniem, do którego się podchodziło i brało, co chciało.
-Ile mam zapłacić? - zapytałam się Emmy, kiedy weszłyśmy do pomieszczenia.
-Na koszt firmy - puściła do mnie oczko.
Nałożyłam sobie dwie kromki chleba, kosteczkę masła, 2 plasterki sera żółtego, pomidora oraz ogórka i usiadłam razem z moją towarzyszką przy stoliku, który stał przy ogromnym oknie. Widok wychodził na ulicę, można było stąd obserwować wszystko, co się działo na zewnątrz, pozostając niewidzialnym obserwatorem. Zrobiłam sobie kanapki i jadłam je pomału, popijając herbatą, którą przyniosła Emma.
-Czemu wracacie już do LA? Pamiętam, jak wczoraj mówiłaś, że zostały Wam jeszcze 3 koncerty - zagadałam.
-Dobrą masz pamięć. Tak, mamy te 3 koncerty, w LA. - uśmiechnęła się.
-Ach, takie buty.. W końcu w domu?
-Tak, chłopaki już się cieszą, że nie będą musieli spać w hotelach, gdzie nie ma żadnej ochrony, która powstrzymałaby ich przed fankami... A już się zdarzają takie, które gwałcą Jareda wzrokiem.
-Możesz mi coś więcej o tym powiedzieć? Jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim zachowaniem. Pewnie dlatego, że bardzo rzadko jeżdżę na koncerty.
-Po koncercie czy czasami też i przed Jared wychodzi do ludzi porozmawiać z nimi, pożartować. Czasami jednak nie trafia na normalnych fanów tylko na te fangirls, jak to czasami mówi. Wtedy ciężko mu się jest wydostać z ich ciasnego kręgu i często potrzebuje mojej bądź brata pomocy. Te dziewczyny ściskają go, przypierają do jego ciała swoimi ogromnymi i przeważnie sztucznymi cyckami, pytają się o jego prywatne sprawy (jak często słyszę pytania o jego życiu erotycznym! że też nie mają wstydu...), mają gdzieś, że może być zmęczony bądź musi uciekać, żeby się przygotować na koncert - dla nich liczy się tylko podpis oraz zdjęcie z nim. Przez nie Jared ostatnio już wcale nie wychodzi d ludzi tylko siedzi w pokoju i wkurza wszystkich wokół, bo on lubi rozmawiać z fankami, ale jak ostatnio zaczęły się na niego rzucać ze swoimi obrzydliwymi tipsami, to raz mu całą rękę poraniły, bo nie chciały go wypuścić ze swojego kręgu.
Popatrzyłam z lekkim przerażeniem. O matko, nie wiedziałam, że fanki mogą być aż tak zawzięte i zachłanne na swojego wokalistę! To było poniżej godności człowieka. One nie były rasą ludzką, one zmieniały się w zwierzęta, takie dzikie sępy, które tylko węszą, żeby dopaść swoją zdobycz i się z nią policzyć, zabawić.
-Dzień doberek, Emmo! Nie wiedziałem, że już wstałeś! O, a kogo tu mamy? Mary? - zawołał Shannon ze zdziwieniem, kiedy podszedł do naszego stolika.
-Siema siema, wracam z wami do LA, dlatego tu jestem - obdarzyłam go uśmiechem. Ten potargał mnie po włosach, pocałował Emmę w policzek (ta się zarumieniła!), i poszedł nałożyć sobie śniadanie. Pochyliłam się nad Emmą i wyszeptałam do niej:
-Czy między Tobą a Shannonem coś jest?
-Ależ skąd! - gorąco zapeszyła, nadal się rumieniąc. Wyglądała naprawdę słodko!
-Mów, przecież widzę, że coś jest grane! - próbowałam nakłonić Emmę do zwierzeń. Ta szybko odwróciła się, i kiedy zobaczyła, że Shannon nadal jest przy stole, powiedziała mi prawie że do ucha:
-Spotykamy się potajemnie, bo nie chcemy, żeby wiedzieli wszyscy, zwłaszcza Jared, bo on się ciągle nabija z brata, że nie umie znaleźć se babki, i wróży nam miłość oraz związek, a Shannon nie chce, żeby się okazało, że Jared, jak zwykle, miał rację, więc na razie to ukrywamy... Ale proszę Cię, nic nie mów Jaredowi!
Uśmiechnęłam się do niej szeroko.
-Wiadomo, nic nie będę mówiła! To wasza tajemnica i cieszę się, że zostałam do niej dopuszczona - rzekłam uroczyście.
-O czym panie rozmawiają tak dyskretnie? - Shannon przyszedł ze swoją, dosyć dużą, porcją śniadania.
-Nic nic, jedz sobie, smacznego - rzuciłam szybko, puszczając Emmie oczko.
-Emma, masz numer do Mary czy coś? Bo mieliśmy ją zabrać o 7-ej spod jej hotelu do LA.... - nowy, jakże znajomy mi głos odezwał się tuż za mną. Jego właściciel był mocno zdenerwowany.
-Jared, uspokój się. Ona tu jest - rzekł rozbawiony Shannon.
-Gdzie, nie widzę jej! Nie rób sobie ze mnie jaj! - rzucił wkurzony Jared. Starałam się nie wybuchnąć śmiechem.
-Jared... Spójrz w dół, kto siedzi przed Tobą - jedynie Emma zachowała zimną krew.
-Przecież to Tomo jest, nie róbcie sobie ze mnie jaj! - wykrzyczał Jared.
Nie wytrzymałam i głośno się zaśmiałam, odrzucając głowę do tyłu. Jared popatrzył na mnie zdezorientowany, było widać, że mu jest głupio w obecnie zaistniałej sytuacji.
-Siema, Jared, trochę zaspałeś - uśmiechnęłam się szeroko do niego.
________________
Jedno zdanie - chyba na pewno nie umiem opisywać uczuć. Jeśli o nie chodzi to mój najgorszy rozdział to jest przez moją nieumiejętność pisania. Mam nadzieję, że się nauczę z czasem. ;)

6 komentarzy:

  1. "najgorszy"? co ty pierrrrdolisz?! jest zajebisty!!!! ;D

    Mnie się feest podobał, straasznie fajna atmosfera tylko na końcu Jared jakby przyćpany ;D

    Ale ogólnie to zajebioooza ;d


    ONE and ONLY:
    @NicoleHour

    OdpowiedzUsuń
  2. ZAKOCHANA PARA!!! :D Głupiaś Ty! Świetnie piszesz! Jak dobrze wiesz, kocham Twoje opowiadanie, więc nie rozumiem skąd Twoje narzekanie O.o
    Czekam na next! ^^ @Marelajn_

    OdpowiedzUsuń
  3. nie umiesz totalnie pisać, za dużo jakiś wiejskich potocyzmów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Interesujące, anonimie. Taki jesteś zajebisty, to może pokażesz mi, kim jesteś? :)

      Usuń
  4. Mnie jak zwykle się podoba :D Tylko jak mogli zapomnieć o Mary! :D ale całe szczęście dziewczyna sama umie sobie radić! :D no i oczywiście czekam na dalszy rozwój wydarzeń :D bo wydaje mi się, że ta podróż będzie udana i dużooo może się wydarzyć :D eh, chcę następny! :Dxoxo <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Still better love story than Twilight ;____________; <3

    OdpowiedzUsuń