Wyszłam za Jaredem. Oślepiło mnie słońce oraz uderzyła fala gorąca. Kiedy oślepienie minęło, otworzyłam usta z zdzwienia. Znaleźliśmy się na niewielkiej uliczce, przy której znajdowały się ogromne domy jednorodzinne. Każda posiadłość była ogrodzona wysokim, na ponad 3 metry, żywopłotem. Znajdowaliśmy się na niewielkim wzgórzu, dzięki któremu było widać położone niżej centrum miasta. W każdym ogródku znajdowało się przynajmniej kilka palm, które były ponad kilka metrów wyższe od żywopłotu. Staliśmy przed posiadłością, gdzie był widać tylko biały dach, ponieważ resztę zagradzał wysoki, schludnie utrzymany i regularnie strzyżony żywopłot.
-Wow, tu jest... ślicznie! - rzekłam do Jareda, który przypatrywał się mi ciekawy mojej reakcji na nowe miasto, nowe otoczenie.
-To to nic, zobaczysz wieczorem na naszym wzgórzu. Tam to dopiero kosmos! - uśmiechnął się do mnie.
Wzięliśmy nasze bagaże i ruszyliśmy przed siebie, trzymając się za ręce. Weszliśmy przez niewielką, dobrze ukrytą bramą w żywym murze i znaleźliśmy się wewnątrz posesji. Na wprost nas stał dom, który był cały biały, przed wejściem znajdowały się kolumny, które podpierały balkon znajdujący się piętro wyżej. Do domu prowadziła dróżka była wyłożona piaskowymi płytami chodnikowymi, przy niej rosły niewielkie kwiaty, pielęgnowane przez fachową rękę. Po prawej stronie rósł żywopłot, dom był jakby do niego przytulony, zaś po lewej mniejsza już ścieżka prowadziła na tyły budynku. Co tam się znajdowało miałam się wkrótce dowiedzieć, jednak podejrzewałam już, że znajdę tam basem. Weszliśmy przez mahoniowe drzwi do środka.
Znaleźliśmy się w holu. Jared położył nasze bagaże przy schodach, które prowadziły na wyższe piętro budynku. Hol był biały i przestrzenny. Wpadało do niego bardzo dużo światła, co czyniło pomieszczenie nie zimną bestią lecz przyjaznym dla człowieka miejscem. Na stoliku, który znajdował się przy schodach, stał staromodny telefon oraz wazon z suszonym bukietem kwiatów.
-Mary, dużą czy małą kawę? - zawołał Shannon z głębi domu.
-Dużą poproszę, ze śmietanką i 2 łyżeczkami cukru! - odkrzyknęłam mu.
-O, widzę że lubisz taką samą jak ja... - powiedział do mnie Jared.
-Przynajmniej ludzie nie będą się pytać z nas osobna, jaką chcemy kawę, jeśli pójdziemy gdzieś na miasto bądź do kawiarni.
-Niegłupie - przyznał. - Chodź do kuchni, nie będziemy przecież cały czas stać w holu! - rzekł i pociągnął mnie w głąb domu.
Kuchnia była ogromna. Białe meble, lodówka, blat, krzesła przy blacie, białe ściany (okazało się, że każdy pokój był pomalowany na biało). Z kuchni wychodziło okno na ogród, przez który był widoczny dość sporawy basen. Jedyne co nie było białe w kuchni to czarna podłoga wyłożona kwadratowymi płytkami w tym własnie kolorze. Shannon podstawił na blacie, przy którym usiedliśmy, dwa parujące kubki z kawą.
-Dzięki! - rzuciłam z wdzięcznością i zabrałam się za picie napoju. Mimo że spałam trochę w autobusie, nadal byłam przemęczona i senna. Potrzebowałam tej kofeiny, żeby móc się ożywić.
Shannon przygotował kawę dla siebie i dosiadł się do nas. Wyciągnęłam z kieszeni spodni trochę pogniecioną już paczkę papierosów i poczęstowałam chłopaków. Zapaliliśmy. Wkrótce nad nami uniósł się dym z naszych papierosów.
-Kto dba o kwiaty, kiedy was nie ma? - zapytałam się.
-Nasza kochana mama - odpowiedział Shannon.
-Mama? - zdziwiłam się. Nie zauważyłam jej w domu.
-Nie mieszka z nami - odrzekł Jared, jakby czytał w moich myślach. - Mieszka obok nas. Kiedyś, zanim jeszcze byłem sławny, mieszkaliśmy tu wszyscy razem, ale jak wypadło mi trochę pieniędzy, to kupiliśmy jej działkę obok nas, postawiliśmy niewielki dom a ten odremontowaliśmy i przebudowaliśmy według naszych marzeń.
-Razem mieszkacie?
-Tak, uznaliśmy, że tak będzie lepiej. Razem pracujemy, zarabiamy, przebywamy przez większość trasy. Teraz mamy bardziej rozbudowaną trasę, więcej jeździmy, więc tutaj, w Los Angeles, prawie w ogóle nas nie ma. A bez sensu byłoby, gdybyśmy musieli płacić osobno za czynsz, zwłaszcza że pieniądze mamy wspólne. Dlatego tak a nie inaczej żyjemy.
-A jakby któryś z Was chciał założyć rodzinę, to co wtedy? - byłam dociekliwa. Nie sugerowałam absolutnie, że chodzi o mnie i Jareda, nie chciałam aż tak daleko biec w przyszłość.
-Jeszcze się nie zastanawialiśmy nad tym, ale pewnie będzie tak samo, jak wtedy, gdy braciszek miał tą swoją całą Cameron - rzucił Shannon. - Mieszkałbym z nimi gdyby nie fakt, że przez większość nocy byłem zmuszony wkładać zatyczki do uszów, a rano udawać, że nie widzę zużytych przedmiotów w koszu na śmieci - zarechotał starszy Leto, a ja się uśmiechnęłam, podczas gdy Jared zrobił obrażoną minę - to przeprowadziłem się do niewielkiego pokoju w hotelu, szukając w międzyczasie mieszkania dla siebie. Znalazłem, kupiłem, pomieszkałem dwa tygodnie i wróciłem tutaj. Nie sprzedałem tego mieszkania, póki co to je wynajmuję, oczywiście wszystkimi rzeczami zajmuje się mama bo ja zwyczajnie nie mam do tego głowy.
-Opowiedz coś więcej o tych nocach... - rzuciłam.
-Och, wiesz, głównie to były jęki i wrzaski "och, Jared, JAAAREEEED!" - naśladował Cameron Shannon - ale czasami słyszałem walenie w ścianę, głośny stukot łóżka o podłogę, dziwnie podejrzane trzaski.... - wyszczerzył się w świńskim uśmiechu.
-Przy nas sobie pośpisz... - zaśmiałam się.
Spojrzałam na Jareda, który siedział obrażony, z założonymi na pierś rękoma. Po chwil wstał.
-Wy sobie kontynuujcie moje igraszki nocą, a ja się rozpakuję - i z fochem wyszedł z pomieszczenia.
Śmiałam się z niego razem z Shannonem. Coś czułam, że znajdę świetny język z starszym Leto, zwłaszcza w jednym temacie.
-On zawsze tak reaguje, jak się go obgaduje?
-Zawsze! Dziwię się, że nie okręcił się na pięcie i z głośnym tupnięciem nie wyszedł. Czyżby chciał zachować resztę godności? - zastanawiał się głośno Shannon.
-Na to wygląda. Pójdę do niego, może się jeszcze przez nas postanowił udusić chusteczką higieniczną? - uśmiechnęłam się do Shannona. - Dzięki jeszcze raz za kawę, pyszna była!
Wstałam, odstawiłam kubek do umywalki i zostawiłam Shannona samego. Skierowałam się w stronę schodów - podejrzewałam, że swoje pokoje chłopaki mieli na piętrze. Wspięłam się po stopniach i weszłam na górę. Widząc, że ostatnie drzwi po lewej stronie są uchylone, zbliżyłam się tam. Zapukałam w niedomknięte drzwi.
-Puk puk, można? - zapytałam się, zerkając do pokoju.
-Jasne, wejdź - odburknął Jared.
Popchnęłam drzwi i weszłam do pomieszczenia. Na środku pokoju znajdował się ogromny, biały dywan, który leżał na brązowych panelach. Na nim właśnie siedział Jared, który był pochylony nad swoją walizką. Przy oknie stało ogromne łoże, gdzie pościel była przykryta białym, grubym kocem. Przy łóżku była niewielka drewniana szafeczka, na niej stała staromodna lampa. Zasłony wiszące po brzegach okien były kremowe, a długością sięgały podłogi. Za łóżkiem znajdował się długi szeroki parapet, gdzie rzucone były poduszki - pewnie to tu Jared przesiadywał i myślał nad piosenkami bądź czytał książki. Widok z okna zapierał dech w piersiach. Było widać prawie całe centrum Los Angeles. W pokoju znajdowały się 2 drzwi, każde były otwarte. Za tymi znajdującymi się po prawej stronie znajdowała się garderoba, zaś po lewej niewielka łazienka (wszystko czarne, tylko podłoga i ściana były białe).
Usiadłam obok Jareda.
-Nie jesteś obrażony? - zapytałam się go.
-Wcale - znowu odburknął.
-Jared, przestań być w siebie zapatrzony, przecież to były niewinne żarty, które nikogo nie obrażały!
-Mnie obraziły.
-Jared... Myślisz, że moim celem było obrażenie Cię? - spojrzałam na niego.
Podniósł wzrok.
-Chyba nie... - powiedział powoli.
-Na pewno nie! Czemu miałabym to robić? Przecież nie jesteś moim wrogiem... - westchnęłam.
-No w sumie masz rację - uśmiechnął się. - Przepraszam za focha.
Pochyliłam się nad nim i zaczęłam go całować. Powoli się położyliśmy na podłodze.
-Mary, jesteś cudowna... - wyszeptał mi do ucha.
Nie odpowiedziałam tylko przeniosłam swoje dłonie niżej. Chwyciłam za koniec jego koszuli i podciągnęłam ją do góry. Jared na chwilę oderwał się ode mnie i uniósł na łokciach.
-Co ty robisz? - zdziwił się.
-A jak myślisz? - odpowiedziałam pytaniem.
Po 2 sekundach zrozumiał, co miałam na myśli, i pokręcił głową, uśmiechając się.
-Czemu kręcisz głową? Nie chcesz? - oblizałam się po wargach.
-Mary, ja.... - nie dokończył zdania, bo sięgnęłam ręką do jego krocza i pomasowałam przez materiał jego penisa.- Ugh.. - jęknął.
Uśmiechnęłam się do niego. Spróbowałam znowu mu zdjąć jedną ręką koszulkę, zaś drugą nadal trzymałam na jego kroczu, manewrując przy rozporku. Jared już nie buntował się tylko sam ściągnął z siebie koszulkę. Przejechałam delikatnie palcem wskazującym po jego klacie, zaczynając od szyi, po sutku, brzuchu, kończąc przy rozporku. Z dwoma dłońmi nie miałam już problemu z jego spodniami i rozpięłam je. Ściągnęłam mu delikatnie najpierw dżinsy, potem majtki. Zaczęłam go całować po całym ciele, zjeżdżając coraz niżej ustami. Poczułam, że jego mały przyjaciel jest gotowy się ze mną zmierzyć.
-Och, Maaaryyyyyyy - wystękał, kiedy językiem zaczęłam lizać jego męskość.
Zaczęłam go ssać. Najpierw powoli, później przyspieszyłam. Poczułam, że Jared kładzie mi ręce na głowie, głaszcząc mnie delikatnie po włosach. Kiedy jego oddech stał się szybszy, a przez ciało przebiegały równomiernie dreszcze, wiedziałam, że zaraz dojdzie. Skończył w moich ustach. Przełknęłam bez żadnego wahania jego spermę, nie była to dla mnie rzecz obrzydliwa.
Spojrzałam na Jareda, który się do mnie błogo uśmiechał.
-Teraz moja kolej - rzucił i zabrał się do roboty.
Zaczął mnie całować, ściągając mi spodnie. Przejechał dłonią po wewnętrznej części uda a ja cicho jęknęłam. Czułam, jak narasta we mnie ekscytacja i pożądanie. Przez materiał majtek zaczął mnie pieścić, drugą rękę zaś włożył pod bluzkę, wyczuł zapięcie stanika, rozpiął je i z moją pomocą zdjął górną bieliznę ze mnie spod bluzki. Wrócił ręką pod bluzkę i zaczął delikatnie ugniatać moją prawą pierś. Robił mi niezły masaż, co doprowadzało mnie do szaleństwa.
Poczułam, że robię się wligotna. Zaczynałam szybciej oddychać. Nie wytrzymałam i sięgnęłam do swoich majtek, chcąc je ściągnąć. Usłyszałam cichy śmiech Jareda, ale pomógł mi pozbyć się odzieży. Wsunął język do mojej kobiecości i zaczął nim tam poruszać, co doprowadziło mnie do nieziemskiego orgazmu. Myślałam, że poznałam wszystkie tajemnice seksu, ale to, co on wyprawiał, spowodowało, że cała moja wiedza legła w gruzach. W międzyczasie Jared pozbył się ze mnie koszulki. Zaczęłam szybko oddychać, przesuwając dłońmi po jego głowie. Starałam się głęboko oddychać, aby uspokoić swój oddech, ale nie dałam rady - za duże pożądanie było w moim ciele. Zaczęłam czuć dreszcze przebiegające mnie po całym ciele. Kiedy doszłam, podniósł twarz i uśmiechnął się do mnie, po czym zaczął ssać mój sutek.
-Dawaj, ogierze, pokaż, na co Cię stać - mimo że dopiero co doszłam, czułam, że pożądanie wzrosło jeszcze bardziej. Miałam na niego ochotę i nie kryłam tego. W jego oczach zauważyłam, że sam jest na mnie napalony i chce tego, chociaż wiedziałam, że mi otwarcie tego nie powie.
-Ihaha! - krzyknął głośno Jared, na co zareagowałam chichotem.
Przysunął się do mojej twarzy i pocałował w usta. Wplotłam palce w jego ciemne włosy. Jared uniósł się na łokciach i popatrzył mi głęboko w oczy. Te jego spojrzenie.. Mówiłam wam, że ma strasznie hipnotyzujący wzrok? Powoli, lecz stanowczo, wszedł we mnie. Jęknęłam cicho. Widziałam, że ma dużego, ale co innego widzieć a co innego czuć. Bolało, ale to był przyjemny ból, bo on znaczył coś przyjemnego dla mnie. To było nieziemskie uczucie mieć go w sobie, prawie w ogóle nie odczuwałam bólu po chwili, zniknął całkowicie.
Zaczął się szybciej poruszać, co zaowocowało głośniejszymi jękami u mnie. Jared zaczął dyszeć. Sięgnęłam do jego pleców, aby go chwycić za nie, złapać się czegoś, cokolwiek. Napięcie między nami stale rosło, wisiało w powietrzu i jakbym sięgnęła ręką, na pewno udałoby mi się je schwycić. Poczułam, że na czole pojawiają się kropelki potu. Spojrzałam na Leto - ten też miał całą twarz spoconą. Przyspieszyliśmy jeszcze bardziej. Nie był delikatny, ale też nie był brutalny - ten moment był wyjątkowy, pierwszy raz się tak czułam. Kiedy czułam, że zaraz dojdę, wpiłam się w jego wargi. W momencie szczytowym głośno krzyknęłam:
-Och Jared!
-Maryyyyyy! - Jared krzyknął w tym samym momencie co ja.
Doszliśmy w tym samym momencie, co do sekundy. Popatrzyłam w oczy Jareda, które zrobiły się ciemnogranatowe. Leto bez sił opadł koło mnie. Przysunęłam się do niego i przytuliłam się do nagiego torsu.
-To było... dziwne - rzucił, całując mnie w czoło.
-Masz rację, tak całkowicie na spontanie.. A co, nie podobało Ci się? - zapytałam się podejrzliwie.
-Ależ skąd! Było.. zarąbiście! Zupełnie się nie spodziewałem, że do tego dojdzie zamyślił się.
-Ja też nie wiedziałam, że tak wyjdzie. No ale cóż, stało się, i nie ukrywam, że się cieszę, że do tego doszło.
Nagle z dołu dobiegł nas hałas tłukącego się szkła.
__________
ZJEBAŁAM SEKSY, WYBACZCIE. ;____________;
ahahahah dla mnie to po części komedia - oczywiście w pozytywnym znaczeniu! ale fajnie opisane ;D
OdpowiedzUsuńNo, no, nooooo... czekam na c.d. ;D
Shannon stłukł coś? Czy kto? ;o
ONE and ONLY:
@NicoleHour
Uhuuuhu :D Robi się gorąco :D Oby tylko Cameron się nie pokazała!
OdpowiedzUsuńFajne :) Zapraszam do siebie :) http://heroinaopowiada.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń