czwartek, 4 grudnia 2014

ROZDZIAŁ XXXVI

 - Hej, co się stało? - dobiegł do mnie jakby z daleka czyjś głos.
Zatrzymałam się i niepewnie podniosłam głowę do góry, mając wciąż w oczach łzy. Przede mną stał Harry i z lekkim zdziwieniem patrzył się na mnie.
 - Nie wiem - odparłam cicho. - Moje życie straciło sens.
Podszedł do mnie bliżej i położył rękę na ramieniu, po czym obrócił tak, że patrzyłam się w jego oczy.
 - Chodź do pokoju pielęgniarek, uspokoisz się i powiesz, co się stało.
Złapał mnie za nadgarstek i delikatnie pociągnął we wskazanym kierunku. Poszłam za nim bezwiednie, bo co niby miałam zrobić? Moje niebo się rozpadło, a upadek z niego bolał bardzo. Wciąż byłam w szoku. Jak mogli mi to zrobić, sprawić, że poczułam się teraz jak ostatnia szmata? Czemu Jared tak szybko uwierzył bratu, który miał przecież lekki wstrząs mózgu po tym, co go spotkało na plaży?
Weszliśmy do białego gabinetu. Harry posadził mnie na krześle i zaczął robić mi herbatę. Rozejrzałam się niepewnie po pomieszczeniu. Wszystkie pielęgniarki patrzyły na mnie z ukosa, a wzrok miały gniewny. Pewnie sądziły, że jestem kimś ważnym w życiu przystojnego ratownika i brały mnie w tym momencie za swoją konkurencję. Ja jednak miałam wszystko gdzieś, nadal byłam w szoku.
Przede mną wyrosła dłoń z parującym kubkiem herbaty. Podziękowałam lekkim skinięciem głowy i zaczęłam pomału sączyć płyn.
 - Moje drogie panie, czy mógłbym prosić o chwilę prywatności? - zadudnił głos ratownika.
Kobiety opuściły pomieszczenie, mamrocząc coś pod nosem. Kiedy ostatnia wyszła i zamknęła za sobą drzwi, Harry uklęknął przede mną, kładąc dłonie na moich kolanach, aby nie przewrócić się w tej dość niewygodnej pozycji.
 - Mary.. - zamruczał cicho. Spojrzałam na niego niepewnie. - Co się stało?
Bezbarwnym głosem powiedziałam wszystko, począwszy od snu, który miałam w Toronto, przez rozmowę z Shannonem na pokładzie samolotu, skończywszy na tym, jak mnie potraktowali ludzie, których kochałam.
 - Wiesz, co jest najgorsze? - dodałam na sam koniec. - Że przez to wydarzenie nie jestem pewna, czy aby na pewno to był sen... A co, jeśli faktycznie poszłam w nocy do niego?
 - Na pewno nie poszłaś! Nawet tak nie myśl - rzucił buntowniczo mężczyzna. - W końcu ma teraz namieszane w głowie, to całkiem zrozumiałe, że gada od rzeczy, że myli mu się prawdziwy świat z fikcją. Wkrótce sobie przypomni, jak było naprawdę... Skoro jednak ma teraz taką świadomość, widocznie mocno na niego wpłynął ten sen. On chyba chce, aby był prawdziwy - przyjrzał mi się badawczo.
 - Nawet o tym nie mów - powiedziałam gorzko. - Najgorsze jest to, że nie wiem,co mam ze sobą zrobić. Nie mam ubrań, do Freda nie chcę iść, bo on ma za dużo na głowie, abym mu się jeszcze zwalała na głowę, a do matki nie wrócę, nie po tym, jak mnie tam teraz nie ma - opuściłam głowę na klatkę piersiową.
 - Ja cię przygarnę! Mam wolne łóżko w salonie. Mieszkam sam, więc nikt nie będzie nam przeszkadzał - rzucił gorąco, chwytając mnie za dłonie.
Spojrzałam na niego, a w moich oczach pojawiły się łzy. To było takie miłe, kiedy człowiek, którego zupełnie nie znasz, proponuje ci mieszkanie u siebie! Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wtem drzwi od gabinetu otworzyły się szeroko.
 - Harry, pan Leto chce wiedzieć, czy... - urwała pielęgniarka, widząc, w jakiej pozycji się znajdujemy. No nie, kolejna rzecz została niesłusznie odebrana.
 - Wiedziałem, że mnie zdradzasz! Wiedziałem to! - zawył mężczyzna, który stał za pielęgniarką.
Spojrzałam szybko w jego kierunku, a moje serce momentalnie zamarło. Jared. Na pewno miał mnie teraz za kurwę, która puszcza się z pierwszymi lepszymi za jego plecami. Jeśli do tej pory miałam jakieś szanse, aby mi wybaczył czy też pozwolił się wytłumaczyć, w tym momencie odpłynęły one do krainy marzeń i fantazji. Znajdowałam się w gównianej pozycji i już nie było ratunku, aby z tego bagna wyjść. Jared odwrócił się i poszedł szybkim krokiem w kierunku wyjścia.
 - Jared, to nie tak! - zawyłam, podrywając się na nogi.
Zrobiłam to tak nieudolnie, że zaplątałam się o nie i runęłam jak długa na podłogę, przewracając Harry'ego. Poczułam ostry ból z tyłu głowy i zapanowała ciemność.

***

 - Mary, ocknij się, jesteś bezpieczna - doszedł do mnie przyjemny męski głos.
Otworzyłam niepewnie oczy. Musiała już być noc, gdyż paliły się delikatnie lampy. Hm, nie znałam tego pomieszczenia. Obróciłam głowę w prawo i zrozumiałam, dlaczego - prawdopodobnie znajdowałam się u Harry'ego, a ten siedział przy kanapie i wpatrywał się we mnie intensywnie.
 - Ile byłam nieprzytomna? - wykrztusiłam z siebie ledwo te słowa. Głowa bolała mnie wciąż niemiłosiernie, miałam wrażenie, ze zaraz odpłynę do innego wszechświata.
 - Jakieś 6 godzin. Skończyłem zmianę 2 godziny temu, a lekarz powiedział, że poza bólem głowy nic ci nie będzie, więc wypisał cię i pozwolił mi, abym cię zabrał ze sobą tutaj. Jak się czujesz? - w jego głosie zabrzmiała nutka opiekuńczości.
 - Głowa mnie boli i trochę brzuch - odpowiedziałam mu.
Pomrugałam kilka razy oczami. Zaczynałam coraz lepiej widzieć. Już nie było wszystko tak bardzo zamglone, jak wcześniej. Rzeczy zaczynały nabierać ostrych kształtów i barw. Starałam się usiąść, jednak po kilku nieudanych podejściach zrezygnowałam. Nie byłam jeszcze gotowa na takie rzeczy.
 - Nie chce ci się wymiotować? - zapytał się z niepokojem,
 - Nie, a czemu miałoby cię to niepokoić? - nabrałam trochę podejrzeń.
 - Bo tak właściwie to kiedy spadałaś, zahaczyłaś głową o kant biurka, co wywołało wstrząśnięcie mózgu. Niby jest tylko lekki, ale i tak musisz być obserwowana przez 24 godziny po upadku, gdyż w każdej chwili może dojść do wylewu i wtedy nie będzie wesoło - poinformował mnie Harry.
Jeszcze tego mi brakowało, żebym przez Jareda miała stracić życie! W sumie to nie byłby pierwszy raz, kiedy znalazłam się w stanie dość niewesołym, na co wpływ miał, pośrednio czy też nie, Leto.
 - Ugh - skomentowałam. Czułam się już dobrze, prawie nic mnie nie bolało, więc delikatnie uniosłam się na łokciach, aby następnie usiąść i oprzeć się o poduszki. - Głupio mi trochę - spuściłam wzrok na swoje dłonie.
 - Czemu? - zdziwił się mężczyzna.
 - Bo tak na dobrą sprawę cię nie znam, a ty nie wiesz, kim mogę być, wiesz, seryjnym mordercą, pedofilem i takie tam. A ty tak po prostu zaproponowałeś mi mieszkanie... Mocno ufasz ludziom - w końcu na niego spojrzałam.
 - Tak, to prawda, jestem zbyt ufny, co czasami kończy się dla mnie źle - westchnął. - Ale kocham też pomagać, nieść pomoc innym ludziom. Nie potrafię im tego odmówić, skoro wiem, że mam warunki do tego. Gdybym nie mógł cię przetrzymać kilka dni w pokoju, pewnie nie zaproponowałbym ci tego. Nie jesteś pierwszą osobą, która tutaj śpi, już sporo spało przed tobą, którzy też byli w ciężkiej sytuacji. Jakoś tak się trafiło, że Bóg zsyła mi tylko te poszkodowane, nie chcąc mi zesłać tego, czego szukam, czyli miłości - zakończył, wpatrując się w ścianę za mną.
Zrobiło mi się smutno. Biedny Harry, tyle dobra nosi, a nikt nie chce go wynagrodzić tym, czego on potrzebuje! Podniosłam rękę i położyłam dłoń na jego ramieniu.
 - Nie martw się, kiedyś to nastąpi - uśmiechnęłam się do niego krzepiąco. - Na pewno w tym momencie jest twoja druga połówka, która myśli tak samo jak ty i wzdycha, wznosząc oczy ku niebu.
 - Dzięki, pewnie masz rację - odwzajemnił mi uśmiech. - Jesteś głodna? - spytał się.
Jak na komendę zaburczało mi w brzuchu. Zaśmialiśmy się.
 - To idę zrobić nam coś do jedzenia, wypoczywaj tutaj!
Wstał i poszedł w kierunku kuchni, a ja zaczęłam rozglądać się po pokoju. Był on dość duży. Kanapa znajdowała się na samym środku, a naprzeciwko niej, tuż pod oknami, na kredensie stał telewizor z wyższej półki. Przy ścianie po lewej stronie stał ogromny regał z książkami, który zajmował 3/4 ściany, zaś po prawej stronie był stół z krzesłami. Za łóżkiem, również pod ścianą, znajdowało się kilka szaf, w środku pewnie były pochowane ubrania bądź różne papiery. Na ścianach wisiały plakaty różnych zespołów, ale łączyła ich wspólna tematyka - rock i metal. Widocznie musiał lubić taką muzykę. Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy zobaczyłam podpisany plakat Metalliki.
Harry wrócił do mnie po 10 minutach z tacą, na której znajdowały się dwa parujące kubki z herbatą oraz ogromny talerz z kanapkami (m.in. z serem żółtym, sałatą, szynką, pomidorem, ogórkiem). Podziękowałam mu i od razu zaczęłam jeść pierwszą kanapkę, jakbym od kilku tygodni nic nie miała w ustach. Zjedliśmy w ciszy, popijając co jakiś czas z kubka. Kiedy mój brzuch wreszcie był syty, oparłam się wygodniej o poduszki. Harry, który siedział na podłodze, opierając się o łóżko (głowę miał tuż przy mojej dłoni), spojrzał się na mnie.
 - Najedzona?
 - W końcu! Dziękuję, było pyszne - posłałam do niego czarujący uśmiech.
 -Pośpij sobie, mi też jest to potrzebne - ziewnął szeroko. - Byłem na zmianie 20 godzin! Praca potrafi człowieka zniszczyć. - Wstał i przeciągnął się, a następnie uroczo potargał swoje włosy. - Dobranoc, maleńka! Łazienka jest tam - wskazał głową na korytarz, który znajdował się za mną. - Na pralce znajdziesz niebieski ręcznik, jest twój. Nie krępuj się, może i nie mam damskich kosmetyków, ale mydło powinno ci wystarczyć i całkowicie zaspokoić - mrugnął do mnie. - Jutro rano znowu jadę do pracy, zapasowy klucz znajdziesz na stole w kuchni. Jeśli zdecydujesz się wrócić do Jareda, wrzuć go do skrzynki. Czuj się jak u siebie w domu! - rzucił i wyszedł z pokoju, machając mi na pożegnanie.
Powoli wstałam z łóżka, i kiedy nabrałam pewności, że się nie wywalę, wzięłam kule i podreptałam do łazienki. Zgodnie z słowami Harry'ego na pralce leżał niebieski ręcznik, a obok niego ładnie złożona biała koszula mężczyzny, która miała mi posłużyć za tymczasową pidżamę. Umyłam się, wyprałam swój skromny dobytek i włożyłam na siebie bawełnianą koszulkę, która była bardzo miła w dotyku. Rozwiesiłam mokre ubrania na wiszącym kaloryferze, po czym wyszłam z pomieszczenia. Weszłam z powrotem do pokoju, w którym miałam spać, i rozłożyłam sobie pościel na łóżku. Wsunęłam się pod kołdrę, zgasiłam małą lampkę i zasnęłam, odpływając w krainę marzeń, gdzie wszystko było możliwe, a obok mnie cały czas był Jared.

Kiedy się obudziłam, dochodziła 9. Czułam się już dobrze, to znaczy nie kręciło mi się w głowie, co było całkiem dobrym znakiem. Starając się nie wspominać poprzedniego dnia (chociaż bolące serce na to zbyt nie pozwalało) wstałam i skierowałam się do kuchni w celu przyszykowania sobie skromnego posiłku. Na stole, oprócz kluczy, leżały pieniądze. Zaśmiałam się gorzko. Na szczęście wzięłam portfel z wszystkimi moimi pieniędzmi do szpitala, więc nie musiałam nic pożyczać od Harry'ego.
Zrobiłam sobie skromne 2 kanapki i małą kawę. Miałam ochotę jeszcze coś zjeść, więc przejrzałam po kolei wszystkie szafki w kuchni. W jednej z nich znalazłam moje ulubione płatki śniadaniowe. Poszłam więc z nimi i z szklanką soku pomarańczowego do pokoju, gdzie odpaliłam telewizor. Akurat leciał serial, który lubiłam czasami oglądać - "Dr House". Wciągnęłam się w oglądanie go, cały czas jedząc chrupkie płatki. Jak ja lubiłam te życiowe problemy Hausa! Nie spostrzegłam się, a pełne pudełko płatków zrobiło się puste. Hm, a ja nadal byłam głodna. Widocznie musiałam być niedojedzona. Darowałam sobie pójście do kuchni w poszukiwaniu innego źródła pokarmu, obiecując sobie jednak, że zrobię dzisiaj dość przyzwoity obiad, nie szczędząc sobie niczego.
Kiedy serial się skończył, zebrałam się w sobie i wyszłam na dwór, aby kupić to, co jest mi najbardziej potrzebne do życia w danym momencie. Jakie szczęście, że Harry mieszkał na parterze, miałam do pokonania tylko kilka schodów! Na szczycie listy figurowały podpaski - jak dobrze, że dostałam okres! Nie byłabym zbyt szczęśliwa, gdybym miała się dowiedzieć, że wpadłam z Jaredem... Myśl o nim, mimo ze taka krótka, spowodowała we mnie ogromny ból. Momentalnie ogarnął mnie smutek oraz rozgoryczenie do całego świata. Miałam nadzieję, że to tylko chwilowe, ze niedługo znowu będę mogła się przytulać do niego.Tylko nie wyobrażałam sobie, jakbyśmy mieli dojść do porozumienia, skoro on nie wiedział, gdzie przesiaduję, i nie wiadomo, czy Shannonowi się przypomni, jaka była prawda.
Wpadłam do pierwszego sklepu odzieżowego, gdzie kupiłam kilka koszulek w przecenie oraz bieliznę. Zakupiłam też spodnie w ciut większym niż zwykle rozmiarze. Przytyło mi się, niedobrze. Nie lubiłam mieć więcej niż potrzeba kilogramów, w końcu po co one są? Chyba tylko po to, aby wkurzać człowieka. Następna moja wizyta była w chemicznym, gdzie wzięłam szczoteczkę do zębów, szampon oraz podpaski. Po wyjściu z niego mój plecak był już cały zapchany rzeczami, więc w warzywniaku musiałam się ograniczyć do produktów, które faktycznie były mi niezbędne do przygotowania obiadu - zapiekane brokuły z serem żółtym wymieszane z makaronem. Pyszotki!
Obładowana zakupami wróciłam do domu i od razu wzięłam się do roboty. Wywijając swoją nogą w gipsie pichciłam sobie, puszczając na cały głos w odtwarzaczu CD Metallikę.
Kiedy wyjmowałam z piekarnika naczynie, do mieszkania wszedł jego prawowity właściciel. Od razu wszedł do kuchni i spojrzał na mnie zdziwiony.
 - Dobrze się czujesz? - spytał się.
 - Jeśli o fizyczne się pytasz to tak, wyśmienicie! Zrobiłam obiad, moje ulubione danie. Chcesz trochę? - zaświergotałam.
 - Oczywiście... Nic cię nie boli? - dopytywał się podejrzliwie, siadając na taborecie.
 - Własnie nie, sama jestem zdziwiona - westchnęłam, kładąc przed nim talerz z parującym jedzeniem. - Smacznego! - rzuciłam, siadając naprzeciwko niego.
 - Nawzajem - odpowiedział.
Spożyliśmy posiłek w milczeniu. Zjadłam olbrzymią porcję i w końcu poczułam się najedzona, ale nie przeżarta. Kiedy wzięłam ostatni kęs do ust, dostrzegłam, że Harry bacznie się mnie przypatrywał od jakiegoś czasu.
 - O co chodzi? - spytałam się go.
 - Hm?
 - No bo tak dziwnie na mnie patrzysz... - wzruszyłam ramionami.
 - Nie nic - odpowiedział trochę za szybko. - Ładnie dziś wyglądasz. Gdzie się nauczyłaś gotować? Bo było wyśmienite! - zmienił zdanie.
 - Znalazłam przepis w książce kucharskiej, który trochę zmodyfikowałam, zmieniając dodawane przyprawy. Napiszę ci potem, jeśli chcesz - zaproponowałam.
 - Nie ma sprawy! Idź sobie poodpoczywać, ja doprowadzę kuchnię do porządku - wskazał głową na zlew, gdzie znajdowały się nieumyte ostatnie naczynia.
Rozłożyłam się wygodnie na kanapie i porwałam do rąk książkę, którą znalazłam gdzieś w czeluściach biblioteki Harry'ego. Był to King, "Smętarz dla zwierząt". Nigdy nie udało mi się upolować na nią, więc z zapartym tchem zapoznawałam się z kolejną twórczością mojego ulubionego pisarza horrorów. Po jakimś czasie do pokoju wszedł Harry. Odłożyłam na chwilę książkę i spojrzałam na niego.
 - Jak było w pracy? - spytałam się uprzejmie.
 - Dzisiaj wyjątkowo luźno, nikogo nie musieliśmy ratować, więc pograliśmy sobie w pokera. Wygrałem 10 kapselek od piwa! - zaśmiał się, wyciągając z kieszeni dżinsów swoje zdobycze. - Nie chcemy grać na pieniądze, nas to nie jara. A tobie jak minął dzień?
 - Poczytałam trochę, obejrzałam Hausa, poszłam na zakupy - wskazałam głową na reklamówki, które leżały na fotelu. - Zrobiłam obiad, ogarnęłam trochę mieszkanie... Wiesz, wszystko, byleby nic nie robić. Nie lubię bezczynności - wyznałam mu. - Masz może jakieś wino? Bo szukałam jakichś procentów, ale nic nie znalazłam. Oczywiście nie jestem alkoholikiem! - szybko dodałam. - Po prostu uznałam, że to byłby fajny dodatek do obiadu.
Harry spojrzał na mnie, ale nie odpowiedział od razu. Widziałam, ze bije się z myślami. Zaniepokoiłam się trochę. Co się stało? Czy wiedział coś więcej, niż mi powiedział? Czy zostało mi mniej życia? Czy ja umrę? Od razu zrobiło mi się słabo. Oblał mnie zimny pot.
 - Co się stało? - spytałam się, a mój dobry humor zniknął gdzieś.
Harry popatrzył się jeszcze chwilę na mnie, po czym westchnął.
 - Jest coś, o czym ci wczoraj nie powiedziałem, gdyż uznałem, ze trochę nieodpowiednia pora na to.
 - Umrę? - wyszeptałam.
Zaśmiał się cicho.
 - Nie, masz za to w sobie dwa życia!
Na początku go nie zrozumiałam. Dwa życia? O co mu chodzi? Po chwili coś mi zaświtało w głowie. Ale... To przecież niemożliwe! Mam okres teraz, w tym momencie, nie miałam żadnych porannych nudności, czuję się doskonale. Roześmiałam się.
 - Żartujesz sobie ze mnie. Mam miesiączkę, krwawię, to jest niemożliwe - spojrzałam na niego rozbawiona.
 - Zdarza się, ze nie ma się żadnych symptomów, ba, okres jest do końca tego czasu. Ale Mary, byłaś w szpitalu, przebadano ci krew, a potem, dla pewności, zrobiono ci test, który wyszedł pozytywnie.
 - Nie, nie zgadzam się na to! - krzyknęłam, a krew odpłynęła mi z twarzy. Zrobiło mi się słabo.
 - Niestety musisz. Jesteś w ciąży, Mary.

__

Przepraszam za tak długą przerwę, jak zwykle nie miałam weny na pisanie. Wiem, że to kolejny krótki rozdział, jednak nie planuję dłuższych do tej pory. No chyba że pani Wena do mnie przyjdzie i mnie łaskawie obdarzy swoim błogosławieństwem. Póki co jest gdzieś daleko, schowana, a ten rozdział był pisany na siłę, bo mi było z samą sobą niedobrze, że przez tak długi czas nic się nie pokazywało. Mam nadzieję jednak, że to, co się tutaj dzieje, zrekompensuje tak długi czas oczekiwania.
Jednocześnie mam do was pytanie, czytelnicy. Jak myślicie, jak to dalej się potoczy? Usunie ciążę? Urodzi dziecko, po czym je podrzuci do domu dziecka? Pogodzi się z Jaredem? Ja już mam swoją wersję i wiem, co się stanie, jednak jestem ciekawa, co wy zaproponujecie. ;)