piątek, 13 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XIV

-Spokojnie, nic mu nie jest, słyszałeś, co Tomo mówił - starałam się go jakoś uspokoić, żeby się wyciszył.
-Czemu on bierze te narkotyki? Czemu mi ciągle robi na złość? Przecież wie, że to mu szkodzi! Dobrze, że nasze "vip-y" nikomu się nie wygadają, że mamy do nich zaufanie.. - żalił się Jared.
Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć, dlatego milczałam. Jared ukrył twarz w dłoniach. Czyżby płakał? Nie chciałam mu nic mówić, odrywać od myślenia, więc po prostu siedziałam obok i przytulałam go do siebie, kołysząc go lekko w swoich ramionach. Jared oparł czoło o moje ramię. Poczułam mokrą koszulkę w tamtym miejscu. Czyli jednak płakał. Zrobiło mi się smutno, że musi przez to przechodzić, ale ja niestety nie miałam jak mu pomóc. To była sprawa między nim a jego bratem i nie chciałam się w to wszystko wtrącać.
Usłyszałam, że drzwi od budynku się otwierają. Jako że siedziałam przodem do nich, widziałam, jak wchodzi przez nie Shannon. Lekko się kołysał na nogach, a brew miał zasłoniętą ogromnym plastrem, mimo to nie wyglądał źle. Zmył swoją kredkę, przez co nie wyglądał już tak groźnie jak wcześniej. Jared nie podniósł głowy, co oznaczało, że chyba nie usłyszał otwieranych drzwi. Starszy Leto kiwnął niepewnie na mnie głową i migami pokazał, żebym wstała i wróciła do środka. Pewnie chciał porozmawiać z bratem i nie zamierzałam mu tego utrudniać, więc puściłam Jareda.
-O co chodzi? - spojrzał na mnie szklanymi oczami.
Uśmiechnęłam się do niego smutno i wstałam, patrząc na Shannona. Młodszy Leto zauważył, że się patrzę w określony punkt przed siebie, i również wstał ze mną, odwracając się w stronę brata. Widząc go poczułam, jak cały sztywnieje.
-Pić mi się chce strasznie, muszę iść, bo uschnę - okłamałam Jareda i puściłam jego dłoń, po czym udałam się w stronę wejścia do budynku. Zamknęłam za sobą drzwi.
Nie do końca okłamałam Leto, bo faktycznie chciało mi się pić, więc weszłam do pokoju Marsów. Kiedy wkroczyłam do pomieszczenia, na jednej kanapie siedział Tomo z Mattem, na drugiej Emma. Gitarzyści rozmawiali znowu między sobą, a Emma trzymała przy uchu telefon. Zobaczyła mnie, uśmiechnęła się i dalej rozmawiała. Nie przysłuchiwałam się rozmowie, bo to i tak było niemożliwe, gdyż kobieta bardzo szybko i bardzo cicho z kimś rozmawiała. Podeszłam do stołu, wzięłam kubek i nalałam do niego nieco trzęsącymi się dłońmi trochę wody.
-Mary, jak rozmowa braci? - zawołał do mnie Tomo.
Odwróciłam się do niego z kubkiem przy ustach. Wypiłam kilka małych łyczków i odstawiłam kubek na stół.
-Nie wiem, nie podsłuchuję - spojrzałam na niego podejrzliwie. Za kogo on mnie brał? Za plotkarę? - Idę na Metallikę - rzuciłam szybko, i zanim ktokolwiek coś powiedział, prawie że wybiegłam z pokoju.
Wspięłam się po schodach na scenę i stanęłam z boku. Koncert trwał w najlepsze. James latał z gitarą podczas solówek, a przy śpiewaniu trzymał mikrofon w jednej ręce i wrzeszczał ile sił w płucach do niego. Ludzie się świetnie bawili, w momencie wejścia na scenę doliczyłam się 3 szykujących się ścian - jedna ogromna, na środku sceny, oraz 2 po bokach, o wiele mniejsze, ale zauważalne ze sceny. Uśmiechnęłam się pod nosem i zeszłam innymi schodami przed scenę, aby móc lepiej słyszeć. Spotkałam ochroniarza, który mnie przerzucił na Marsach przez barierki. Uśmiechnął się do mnie i kiwnął głową w stronę tłumu, na co ja pokręciłam głową - bolały mnie żebra i nogi od poprzednich eksperymentów z pogowaniem. Ten nic nie zdążył mi powiedzieć (na migi oczywiście), bo już biegł z innym ochroniarzem w stronę barierek, aby ściągnąć kolejną osobę z fali. Nie był zły - emanowało z niego szczęście (z ochroniarza oczywiście). Pomógł chłopakowi, który na tej fali się znalazł, stanąć do pionu i pokazał mu, gdzie ma iść. Chłopak przebiegł obok mnie, wyraźnie ucieszony, zaś ochroniarz wrócił na swoje miejsce. Kiwał głową w rytm muzyki, czasami otwierał usta, jakby podśpiewywał pod nosem.
Falowiczów nie było dużo, więc mój "znajomy" po jakimś czasie, wyraźnie zmęczony, bo to on głównie zbierał wszystkich z fali, wycofał się do tyłu, opierając się o scenę. Oczywiście przez cały koncert był tyłem do zespołu, żeby móc obserwować sytuację przy barierkach, wśród publiki. Zamknął oczy i pogrążył się w muzyce. James zauważył ochroniarza i podszedł do niego, kucnął lekko, szybko popukał go dwa razy w ramię i oddalił się, zanim ochroniarz zdążył się odwrócić. Kiedy zrobił to, James grał dalej na gitarze, patrząc przed siebie, jednak było widać, że się cieszy jak głupek. Publiczność zaczęła się śmiać i bić brawa, ja również dołączyłam do niej. Zdezorientowany ochroniarz rozejrzał się na boki po czym wrócił do poprzedniej pozycji, ale tym razem nie miał już zamkniętych oczów tylko czujnie się rozglądał.
Metallica dała naprawdę dobry koncert, o czym świadczył fakt, że ludzie w publice dosłownie byli cali mokrzy od potu. Mieli mokre włosy, ubrania, twarze, wszystko. James też się spocił (no cóż, kto by się nie spocił przy tak dużym wysiłku?!), jak i reszta zespołu. W końcu została zagrana ostatnia piosenka, zespół ustawił się na środku sceny, żeby zrobić pamiątkowe zdjęcie. Ja w tym czasie wycofałam się do środka budynku, gdzie klimatyzacja działała pełną parą, dzięki czemu w środku było chłodno i przyjemnie, tak bardziej orzeźwiająco. Nie wiedziałam, gdzie mam się udać, więc wyszłam na zewnątrz. Braci już tu nie było, co przyjęłam z lekkim zasmuceniem. Usiadłam na ławeczce i popatrzyłam w gwiazdy, myśląc o przyszłości. Byłam bardzo ciekawa, czy uda mi się dojechać do Los Angeles bez żadnych większych przygód, czy uda mi się odnaleźć szybko brata, czy przyjmie mnie pod swój dach. Miałam nadzieję, że pomoże mi w poszukiwaniu ojca. Może ma z nim kontakt i go utrzymuje? Może się odwiedzają nawzajem? Chciałam też wiedzieć, jak miewa się Carrie i ich nienarodzone pewnie jeszcze dziecko. Tęskniłam za Fredem, za moim starszym braciszkiem, tak bardzo ukochanym!
Westchnęłam cicho i wstałam. Nie miałam zamiaru wbijać na backstage do Metalliki, a Marsów pewnie już nie było, więc wolnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia z terenu imprezy. Szczęście że swoją torebkę, gdzie miałam wszystkie ważne rzeczy, cały czas nosiłam przy sobie. Mogłam oczywiście zostawić ją gdzieś, bo nikt by mi jej nie ukradł, jednak tego nie zrobiłam - nie lubiłam się rozstawać ze swoimi rzeczami. Wyszłam na ulicę. Przy chodniku stało sporo taksówek, jednak nie skorzystałam z żadnej - swoje kroki skierowałam do najbliższego otwartego baru. Na szczęście prawie wszyscy uczestnicy koncertu zdecydowali się wrócić do swoich mieszkań, dlatego bar nie był aż tak pełny w środku.
W środku było urządzone w stylu średniowiecznym - ceglane ściany, ciemnobrązowe stoliki, krzesła o tym samym kolorze. Przy barze siedziało 4 mężczyzn i głośno ze sobą rozmawiało, pijąc kolejne kolejki. W kątach siedzieli inni ludzie. Uwagę przykuwał stolik położony na lewo ode mnie, który był w zaciemnionym miejscu, przez co nie widziałam, kto tam siedział. Dochodziły stamtąd głośne śmiechy i okrzyki. Usiadłam na taborecie przed barem. Podszedł do mnie barman, wysoki brunet o zielonych oczach. Mógł mieć niecałe 30 lat. Miał mocno zarysowaną szczękę, co dodawało mu dużo urody. Bez tych rysów byłby nijaki, taki jak tysiące innych mężczyzn. Pomimo swojej urody nie pociągał mnie, nie czułam fascynacji jego osobą. Ciągle myślałam o Jaredzie, nie potrafiłam go wyrzucić z pamięci.
-Co podać do picia? - zagadał do mnie barman.
-Cokolwiek, byleby było mocne - odrzekłam, kładąc na blacie 5-dolarówkę.
Wziął banknot i zaczął przygotowywać mi drinka. Rozejrzałam się znów ukradkiem po sali. Wszyscy zachowywali się w miarę znośnie, irytowała mnie tylko ta niewidoczna grupka pod ścianą. Zauważyłam, że ktoś wstał i ruszył w stronę baru, więc szybko spojrzałam na barmana, który własnie wlewał ciecz do szklanki.
-Mary! Znowu się spotykamy! - ktoś zawołał, a mi znowu zrobiło się gorąco. Cholera, czy Jared Leto mnie śledzi czy co, że ciągle na niego wpadam? Mimo że opieprzałam go w myślach, moje serce cieszyło się, że go znowu ujrzy, jego piękne oczy, jego twarz. Spojrzałam w lewo, skąd dochodził jego głos. Czyli to on odchodził od tego stołu, a pod ścianą pewnie zespół siedział! Teraz już się nie dziwiłam, czemu taki hałas stamtąd dobiegał.
-Niezły sposób na pojednanie się z bratem - uśmiechnęłam się do Jareda, który stanął obok mnie.
Widziałam, że był wyraźnie ucieszony, że mnie znalazł, spotkał. Zamówił 5 drinków (to co zawsze, Johny), po czym zwrócił się do mnie:
-Impreza była planowana od dawna, a z Shannonem sobie wszystko spokojnie wyjaśniliśmy. Mam nadzieję, że w końcu się opamięta.
-Od dawna planowana impreza? Na taką nie wygląda, wybacz - przyjrzałam się mu.
Jared wcale się nie speszył moim zdaniem.
-U nas od dawna to od 3 godzin - zaśmiał się. Nie wyglądał jeszcze tak źle, tzn procenty jeszcze nie uderzyły mu do głowy, czyli pewnie niedawno tu przybyli. Odebrał zamówienie. - Chodź, dosiądź się do nas, co będziesz tak sama siedziała?
Wstałam więc i ruszyłam za nim do stolika. Przy okrągłym stoliku na czerwonej kanapie siedział Shannon, Tomo, Matt oraz Emma, która nie wyglądała na zadowoloną z faktu, że tu siedzi. Kiedy jednak mnie ujrzała, na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Popatrzyła na mnie i poklepała obok siebie, abym obok niej usiadła. Jared położył szklanki na stoliku i usiadł obok Shannona, więc przystałam na propozycję Emmy i się do niej dosiadłam.
-W końcu jakaś kobieta! Zwariować z nimi można - westchnęła.
-Aż tak źle?
-Ciągle gadają o jakichś autach i silnikach, nic z tego nie rozumiem! - wzdrygnęła się.
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem w oczach.
-To czemu tu nadal jesteś? Nie lepiej iść do hotelu odpocząć? - spytałam się.
-Właśnie nie bardzo, bo chłopaki wymyślili że to impreza specjalnie dla mnie... Trwa dopiero pół godziny a już mam dosyć! - narzekała. - Dobrze, że przyszłaś tutaj! Jared Ci powiedział, że tu będziemy siedzieć? - spojrzała na mnie znacząco.
-Nie nie! - szybko zaprzeczyłam. - Sama tu trafiłam, po dzisiejszych wrażeniach przyda się trochę odskoczni...
Spojrzałam na Shannona, niedoszłego narkomana, który kilka godzin temu leżał w kałuży własnej krwi z naćpanym wyrazem twarzy. Teraz siedział i śmiał się, jakby to, co się wydarzyło, nie miało miejsca. Był całkowicie wyluzowany i zerkał ukradkiem, co mnie ogromnie zdziwiło, co jakiś czas na Emmę. Emma również odwzajemniała ukradkowe spojrzenia. Spojrzałam na nią, a ona zrozumiała, o co mi chodzi, i się lekko zarumieniła. Pochyliła się nade mną i szepnęła mi do ucha:
-Wiesz, między mną a starszym Leto coś się chyba zaczyna dziać... Ale pamiętaj, nikt nie może wiedzieć!
Nic nie powiedziałam tylko się uśmiechnęłam do niej.
-A co jest między Tobą a Jaredem? - zmieniła temat.
-Nic nic, jeszcze.... - powiedziałam.
-Haha, jeszcze! No jestem ciekawa bardzo, czy będziesz tą jego Mary, o której śpiewa w swojej pierwszej płycie... - znowu spojrzała na mnie z błyskiem w oku. - Musi się w końcu ustatkować, bo rozstaniu z Cameron bardzo przeżywał i do tej pory się nie pozbierał, biedny! Szuka zaspokojenia i zapomnienia pewnie u dziwek, ale na dłuższą metę mu to szkodzi - staje się agresywny, przybity, wszystko go denerwuje... Dlatego nie możemy być ciągle w trasie, dzień po dniu, bo Jared potrzebuje chwili wytchnienia, spokoju, aby mógł się wyciszyć, pogodzić się, że Cameron nie ma... - Emma zasmuciła mnie tą historią.
-Co się dokładnie między nimi stało?
-Nikt tego nie wie, nie chce o tym rozmawiać, wścieka się za każdym razem, kiedy tylko ktoś wymawia słowo... - tu Emma teatralnie wyszeptała - Cameron. Musisz się go sama spytać - wróciła do normalnego głosu - może Ci kiedyś powie.
Zorientowałam się, zbyt późno, że przy stole od kilkunastu sekund panuje nienaturalna cisza i tylko nas było słychać. Spojrzałam na Jareda, któremu z oczów ciskały pioruny.
-Dziękuję, Emmo, za rozpowiadanie o mnie i Cameron - rzucił oschle i wstał gwałtownie, przewracając stolik. Wszystkie rzeczy, które na nim były, wylądowały na podłodze. Szklanki się potłukły, a na ziemi tworzyła się plama od alkoholu. Jared chwycił kurtkę i wyszedł szybkim krokiem z pubu. Poczułam gwałtowną chęć ruszenia za nim, więc przeprosiłam zgromadzonych przy stole i wybiegłam za Jaredem.
Wyszłam na ulicę chaotycznie rozglądając się na wszystkie strony. W końcu go zauważyłam - coraz bardziej malejąca postać, która kierowała się w stronę rzeki. Pobiegłam za nim.
-Jared, stój! Zaczekaj! - krzyczałam głośno, ten jednak jakby mnie nie słyszał, przyspieszył tylko kroku.
_______________
Zapraszam do komentowania. :)
Nie jestem zadowolona z pierwszej części, za to z drugiej już bardzo. Obydwie się zrównoważyły i uważam część jako znośną.
Mam coś zmienić? Czy wszystko jest dobrze?

1 komentarz:

  1. Mi się bardzo podoba więc nic zmieniać nie musisz :3
    Mam nadzieję, że Shannon już się ogarnie i jestem bardzo Ciekawa co Jared powie Mary o Cameron. Pisz już następny, błagam! <3 @Marelajn_

    OdpowiedzUsuń