środa, 8 stycznia 2014

ROZDZIAŁ XXII

Jechało nam się całkiem w porządku. Podczas drogi niewiele rozmawialiśmy, bo ja głównie spałam - urazy dały się we znaki, a jak już gadaliśmy to w celach czysto informacyjnych, czyli gdzie jesteśmy, co się dzieje w Toronto, kiedy ruszają nagrywania. Jedna rozmowa była trochę bardziej poważniejsza, kiedy to ocknęłam się po kolejnym koszmarze z samolotem w roli głównej.
-Jared... - zaczęłam niepewnie.
Zerknął na mnie przez wsteczne lusterko zza swoich przyciemnionych okularów.
-Coś chcesz? Do toalety? Pić? - zapytał się.
-Nie o to chodzi, chodzi raczej o powrót z Toronto do LA.... - ciągnęłam dalej.
-Hmm? Rozwiń swoją myśl.
-Samolot? - rzuciłam tylko jedno słowo. Słowo, gdzie na samą myśl o nim przechodziły przeze mnie ciarki. Nienawidziłam tego słowa po tym, co się stało. Wzbudzało we mnie lęk oraz strach. I śmierć. Przecież tak niewiele od niej wszyscy byliśmy! A co, jeśli Jared zginąłby w wypadku? Nie, nie mogę o tym myśleć! Siedzi obok mnie, nic mu się nie stało, uspokój się, Mary. Nie warto.
-Ach, no tak... - rzucił tylko. Nic więcej nie powiedział, a ja wzruszyłam tylko ramionami i z powrotem wtuliłam się w swoją poduszkę.
Po kilkunastu godzinach jazdy z przerwami na kilkuminutowe postoje w końcu wjechaliśmy do Toronto. Jared obudził mnie już wcześniej, przy przekraczaniu granicy z Kanadą, ponieważ wcześniej go o to poprosiłam. Chciałam ujrzeć to przekraczanie granicy. W sumie i tak musiałby mnie obudzić, ponieważ straż graniczna musiała zabrać nam paszporty i sprawdzić, czy my to my. Nie czekaliśmy długo na przejściu, było już dosyć późno, więc ruch na drogach zmalał.
Przy wjeżdżaniu do innego kraju powitało mnie pięknie zachodzące słońce, które swą czerwonością rozświetliło całe niebo, dając smak tajemniczości. Przez krótką chwilę miałam wrażenie, że na górze wcale nie jest niebo upstrzone chmurami tylko ocean krwi, który tylko czekał, żeby na nas lunąć. Od razu przypomniał mi się fragment filmu "Lśnienie", który oglądałam kiedyś z bratem, będąc młodzi i głupi (głupi, ponieważ obydwoje długo nie mogliśmy zasnąć po tym, co ujrzeliśmy w telewizorze i przerażał nas każdy, nawet najmniejszy, hałas - patrząc na film z perspektywy czasu dziwiłam się, jak mogłam się go bać, przecież nie miał w sobie aż tylu elementów grozy), gdzie otwierają się szafy i wylatuje z nich krew, cały hol jest zalany krwią, że aż meble w niej płyną. Uśmiechnęłam się pod nosem, biorąc krwawe niebo za dobry znak. Czułam, że ten teledysk będzie przełomem w historii zespołu.
Toronto okazało się być ogromną metropolią, gdzie było mnóstwo biurowców, wieżowców i tego typu budowli. Nieco byłam zaskoczona i lekko rozczarowana, ponieważ wszystko było takie samo jak w środkowej części USA. Przejechaliśmy przez centrum, gdzie życie nocne dopiero zaczęło się rozkręcać, i wyjechaliśmy na obrzeża miasta. Jared zatrzymał auto przy niewielkim przytulnym hotelu. Wokoło budynku rosło sporo drzew, a hen, w oddali, majaczył się w mroku las. Wszystkie światła w domu były pozapalane, tylko jedno, na samej górze po lewej stronie budynku, było zgaszone. Coś czułam, że tam będę spała, i nie uśmiechała mi się wizja wchodzenia po miliardach stopni schodów.
Jared otworzył drzwi od auta i pomógł mi wysiąść z pojazdu. Stanęłam niepewnie na obydwóch nogach, czekając, jak poda mi kule leżące na przednim siedzeniu. Chwyciłam sprzęt i pokuśtykałam do środka hotelu.
Wewnątrz na podłodze w holu leżał ogromny czerwony dywan. Recepcjonistka siedziała za ladą i rozwiązywała krzyżówkę - na jakiś czas miała spokój z wydawaniem kluczy, ponieważ oblegaliśmy na pewno wszystkie pokoje w tym hotelu. Jej obowiązki ograniczały się do informowania gości, że hotel nie posiada wolnych pokoi. Zerknęła na nas.
-Przepraszam, nie ma wolnych pokoi - rzuciła znudzonym głosem. - Nie umiecie czytać szyldów?
-Ale my do tej ekipy należymy, która hotel wynajęła - uśmiechnął się do niej wokalista. - Jestem Jared Leto.
-Annie, jakiś facet tu stoi i mówi, że się nazywa Jared Leto! - krzyknęła dziewczyna.
-Przecież mamy zakwaterowanego Shannona Leto, nie Jareda! - odkrzyknęła Annie, która znajdowała się gdzieś za ścianą.
-Weź rusz swoje dupsko i to ogarnij, bo ja myślę! - rzuciła i wróciła do rozwiązywania krzyżówki.
Spojrzałam na Jareda z uśmiechem. Też był rozbawiony tą całą rozmową.
Do holu wtoczyła się, tak, to chyba właściwie określenie, pani ważąca chyba z 180 kg. Była niska i bardzo, bardzo okrągła, dlatego przypominała kształtem wielką kuleczkę. Krótkie kręcone blond włosy podskakiwały w energicznym rytmie razem z jej każdym krokiem. Miała na sobie niebieski fartuch, który ledwo opinał jej brzuszek. Na nosie miała niewielkie okularki do czytania - pewnie zapomniała je zdjąć. Sięgnęła po nie ręką, zdjęła, złożyła i włożyła do przedniej kieszonki fartucha znajdującej się na jej prawej piersi. Jej wygląd spowodował, że poczułam do niej sympatię - przypominała mi z wyglądu młodszą i dobroduszną babcię.
-Hm, ty nie wyglądasz jak Shannon Leto - mruknęła, kiedy się przyjrzała Jaredowi. Czułam, że ten ledwo powstrzymuje się od śmiechu. - A Ciebie to w ogóle nie znam - skierowała się do mnie.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo ktoś z schodów rzekł:
-Shannon Leto to ja! - starszy Leto zszedł i podszedł do nas. - Annie, to mój brat, Jared, a to Mary, jego dziewczyna - w tym momencie serce zabiło mi mocniej - którzy przyjechali do pokoju numer 6277, pamiętasz, jak Ci wczoraj o tym informowałem?
Kobiecina pacnęła się dłonią w czoło.
-Ta jebana skleroza mnie kiedyś zabije! Przepraszam pana najmocniej panie Jarecie, ja nie chciałam! - rzuciła i weszła za ladę, sięgając do zamykanej szafki z kluczami.
Parsknęłam śmiechem, nie mogąc dłużej wytrzymać. Jaret? Spojrzałam na Jay'a, który miał lekko obrażoną minę. Shannon szybko poszedł na górę, nie chcąc wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem. Szybko przestałam się śmiać, myśląc o tym, że kobiecie mogłoby być przykro. Ta wróciła do nas z kluczem do naszego pokoju i pożegnała się z nami wesoło, jakby nie zorientowała się, że właśnie strzeliła gafę, a my się z niej śmialiśmy.
Spojrzałam na schody, które miały wąskie stopnie.
-Serio kurwa, serio? - zapytałam się w przestrzeń. - Jak ja jutro tam dojdę, nie wywalając się po drodze, to chyba będzie można zanotować to jako największy sukces Mary Blood.
-Najpierw chodź na stołówkę, potem będziemy kombinować z wejściem na górę, do naszego pokoju - chwycił mnie za rękę Jared i skierował mnie w stronę drzwi, za którymi pewnie znajdowała się rzekoma stołówka.
Przeszłam przez próg. Nie do końca była to stołówka, jakie dotychczas widziałam. Owszem, znajdowały się tu stoły z krzesłami, ale tylko w jednej połowie sali, gdyż drugą zajmowały kanapy, przy których gdzieniegdzie stały stoliki do kawy. Cała sala była pusta oprócz jednej kanapy znajdującej się naprzeciwko wyjścia na taras. Ktoś siedział do nas tyłem i był mało oświetlony, przez co widziałam tylko niewyraźny zarys sylwetki, po której ciężko było określić płeć.
-Jared, ktoś tu jest - szepnęłam do niego.
-Wiem o tym, Mary, wiem.
-Znasz go? - zdziwiłam się. Przecież dopiero co tu przyjechaliśmy, skąd mógł wiedzieć, kto tam się znajduje?
-Jeszcze nie, ale zaraz pewnie będę miał przyjemność poznać. Chodźmy tam - wskazał ręką na zajętą kanapę.
Niepewnie zaczęłam przesuwać się do przodu, zastanawiając się cały czas, kto to mógł być. Na pewno nie był to Shannon, w końcu widziałam go znikającego na schodach. Tomo? Matt? Emma? Nikogo więcej nie znałam z ekipy. Nie, to na pewno nie byli oni, przecież Jared powiedział, że sam nie zna tej osoby, a wątpię, żeby w tej kwestii kłamał.
-Mary, mogę Ci zasłonić oczy? - zapytał się nieoczekiwanie wokalista, kiedy byliśmy już bardzo blisko mebla.
-Skoro nalegasz... Ale prowadź mnie dalej! - zgodziłam się niechętnie, wiedząc, że jednak jest coś, co Jared chciał przede mną ukryć. Ufałam mu, wiedziałam, że nie odwali zaraz głupiego żartu.
Zawiązał mi oczy czarną opaską, którą wziął nie wiem skąd, i chwycił delikatnie pod ramię, prowadząc przed siebie. Szliśmy tak chyba wieki, bo musiałam pomalutku stawiać kule, aby się czasem nie wyjebać o coś, co mogło się znajdować przede mną.
-Odwróć się i usiądź - rzekł w końcu.
Zrobiłam to, co kazał, i ciężko oklapłam na materac. Jared usiadł po mojej prawej stronie, zaś ja czułam, że ten obcy ktosiu siedzi po mojej lewej stronie. Poczułam się bardzo niekomfortowo z tą niewiedzą, kto to może być.
-Jared, możesz mi już zdjąć tą cholerną opaskę? - zapytałam się po 15 sekundach siedzenia na kanapie.
Nie odpowiedział nic tylko sięgnął do supełka, delikatnie go rozwiązując. Otworzyłam oczy i od razu spojrzałam w lewą stronę. Przede mną siedział mężczyzna o delikatnym zaroście, brązowych włosach ściętych na jeża i morskich oczach. Jego koszulka opinała prawie że idealnie zbudowane i umięśnione muskuły. Mężczyzna się do mnie uśmiechnął.
-Boże, Freeeeeed mój! - rzuciłam się na niego całym ciałem, zostawiając nogę z gipsem gdzieś na ziemi.
-Mary, moja mała dziewczynko! - potargał mnie po włosach, kiedy ja wtuliłam się w jego tors.
Z oczu poleciały mi łzy szczęścia. W końcu widziałam mojego ukochanego braciszka, którego tak długo nie widziałam i za którym tak bardzo tęskniłam! Sądziłam, ze uda mi się go odnaleźć dopiero w Los Angeles po powrocie z Toronto, a te poszukiwania miały zostać przełożone na rzecz gipsu, a tu proszę, los przyszykował mi niespodziankę! Tak bardzo brakowało mi jego bliskości i czułości, możliwości zwierzania się z byle gówna, jego dotyku, zapachu... Szlochałam wtulona w jego ramię chyba z dobre 5 minut. W końcu przestały mi lecieć łzy i podniosłam głowę, grzecznie siadając.
-To ja już pójdę... - powiedział Jared i wstał.
-Czekaj - niezdarnie spróbowałam wstać, nadal otumaniona widokiem swojego brata.
Jared się uśmiechnął i chwycił mnie za dłonie, pomagając wstać.
-Dziękuję Ci, bo wiem, że to Twoja głównie zasługa! - przytuliłam się do niego na tyle mocno, na ile pozwalał mi ten nieszczęsny gips.
-Fred Ci wszystko opowie. Będę siedział w pokoju bilardowym, jak skończycie gadać to mnie zawołajcie! - powiedział, kiedy w końcu go puściłam, i ruszył w kierunku wyjścia.
Usiadłam z powrotem na kanapę. Spojrzałam na Freda.
-Jak się tu do cholery znalazłeś? - zapytałam się go, nie mogąc wytrzymać z niewiedzą.
-Widzę, ze język nadal cięty - odparł wesoło. - Oglądałem wiadomości, tematem nr 1 był rozbity samolot, jakoś nie przejąłem się tym zbyt mocno i zerkałem tylko na telewizor znad gazety, kiedy nagle coś mi szepnęło, abym teraz, w tym momencie, spojrzał na niego, i ujrzałem Ciebie z nagranej akcji ratunkowej. Początkowo przetarłem oczy ze zdumienia, bo co miałabyś robić w samolocie lecącym tak daleko, skoro powinnaś siedzieć w Forks? Na dole był numer na infolinię, zapisałem go szybko na kartce. Zadzwoniłem najpierw do matki z zapytaniem, gdzie jesteś, odpowiedziała, że Cię już kilka tygodni nie widziała. Pełen złych przeczuć wykręciłem na infolinię, gdzie poinformowano mnie, że właśnie leżysz w szpitalu, ale Twój stan jest stabilny. Siedziałem jak na szpilkach, nie wiedziałem, co mam robić, nie miałem na tyle pieniędzy, aby móc tak lekką ręką machnąć i wydać na podróż do szpitala. W końcu, po 5 dniach od wypadku, zadzwonił do mnie Jared proponując, żebym tu przyleciał, a on pokryje wszystkie koszty podróży. Nie zwlekałem i zgodziłem się, zostawiając Carrie oraz małą Sophie w domu.
-Nie mów, że Carrie już urodziła! - krzyknęłam.
-Tak, urodziła 2 tygodnie temu, trochę przed terminem, ale z małą nic się na szczęście nie dzieje.
-Masz jakieś zdjęcie?
-Pewnie! - był trochę oburzony moim pytaniem, że pytam go o coś tak niedorzecznego.
Wyjął z kieszeni spodni swój niewielki telefon i pokazał mi tapetę na nim - malutki bobas ubrany w różowe ciuszki, który się szeroko uśmiechał. Nic więcej nie zdołałam zauważyć, gdyż zdjęcie było mocno rozmazane i niewyraźne.
-Śliczna! - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Przegadaliśmy w sumie prawie pół nocy. Rozmawialiśmy o wszystkim, m.in. o tym, co się z nami działo przez ten długi czas niewidzenia się, co się wydarzyło ciekawego, jak praca, rozwijanie hobby i takie tam.
-Kochasz Jareda? - zapytał się mnie w pewnym momencie Fred.
-Chyba tak. Jeszcze nie jestem do końca przekonana, bo wiesz, że dla mnie słowo kochać to duże słowo, które nie chcę wypowiadać zbyt pochopnie, ale tak, kocham go. - odpowiedziałam z rozmarzonym wzrokiem.
-Nie pozwól mu odjeść, bo to naprawdę dobry chłopak,  idealny dla mojej kochanej i słodkiej siostrzyczki - uśmiechnął się do mnie.
Poczułam się, jakby właśnie mnie ozłocił. Zawsze wydawało mi się, że brat będzie starał się za wszelką cenę zatrzymać mnie przy sobie, odrzucając kolejne kandydatury moich partnerów, w każdym razie tak robił do tej pory, a tu proszę, jaka zmiana! Czyżby to, co było między mną a Jaredem, miało przerodzić się w coś więcej? Jakoś nie byłam do końca przekonana, żeby tak miało się stać, w końcu tak krótko się znaliśmy, praktycznie niczego o sobie nie wiedzieliśmy... Ale też wszystko się mogło wydarzyć!
W końcu moje powieki, mimo ciągłego spania podczas podróży, zaczęły mi opadać i coraz częściej ziewałam. Fred to zauważył, bo ogłosił koniec zwierzania się. Pomógł mi wstać, po czym ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Drzwi od sali bilardowej były otwarte, więc zerknęliśmy przez nie. Na kanapie leżał rozwalony Jared, który sobie smacznie chrapał. Kosmyki włosów opadły mu na twarz. Jak słodko wyglądał pomimo otwartych szeroko ust!  Nie chciałam go budzić, i nie ja to zrobiłam, tylko Fred, który stanął nad Jaredem i potrząsnął lekko jego ciałem.
-Już, koniec, skończyliście? - wyjątkowo szybko oprzytomniał wokalista.
-Nie, aleee... - ziewnęłam szeroko.
-Rozumiem. Chodźmy więc - powiedział i wstał z kanapy.
Podeszliśmy do znienawidzonych już przeze mnie schodów. Bez żadnego ostrzeżenia Jared nagle chwycił mnie w ramiona i zaczął wchodzić po stopniach, trzymając mnie na rękach. Dziwnie się z tym czułam, bo przecież nie byłam aż taką kaleką! Fred wziął moje kule i szedł za nami. W końcu udało nam się wejść na ostatnie piętro. Leto delikatnie postawił mnie na ziemi, ciężko dysząc, zaś brat podał mi kule.
-Jared, żyjesz? - zapytałam się zaniepokojona, ponieważ schował głowę między kolanami.
-Tak, tylko.. trochę... się.. zmęczyłem... - wysapał, ale po chwili jego oddech się uspokoił i wyprostował się.
-Idę spać, dobranoc - cmoknął mnie na pożegnanie Fred i skręcił w prawo, zaś my w lewo, kierując się do naszego pokoju.
Syknęłam z bólu, kiedy źle stanęłam na zagipsowanej nodze. Przez mięsień przeszedł mnie otępiający skurcz.
-Co się dzieje? - zapytał się przerażony Jared.
-To tylko skurcz - uspokoiłam go, czując, jak ból pomału mi przechodzi. - Za dużo wysiłku jak na jeden dzień...
W końcu weszliśmy do naszej sypialni. Wyglądała jak każda sypialnia - łóżko pod ścianą, naprzeciwko telewizor, szafa pod oknem,  drzwi do łazienki, przy łóżku szafki nocne, a okna zasłaniały długie zasłonki. Rzeczy, już rozpakowane, leżały w szafie ładnie ułożone. Moja półka na szczęście była wyżej niż Jareda, dzięki temu nie musiałam się schylać po swoje manatki. Chwyciłam koszulę, bieliznę, i ruszyłam do łazienki, gdzie się wykąpałam i przebrałam. Jared już leżał w samych majtkach pod pościelą i spał. Odłożyłam kule na bok, położyłam się obok Jareda i zgasiłam światło.
-Kocham Cię - szepnęłam do partnera i, przytulając się w miarę możliwości do jego ciała, zasnęłam.
_________
Z racji nadchodzącej sesji oraz zaliczeń będę rzadziej pisała, nie chcę zawalić studiów z powodu opowiadania. Mam nadzieję, że przejdziecie samych siebie i znajdę pod rozdziałem przynajmniej 10 komentarzy. *o*

7 komentarzy:

  1. Oooo, no proszę Fred się odnalazł! Nareszcie! Mam nadzieję, że teraz już będzie tylko lepiej! :)
    Ten wypadek musiał odcisnąć na jej psychice jakieś piętno, w końcu otarła się o śmierć! Najważniejsze, żeby Jared był przy niej :)
    Ja rozumiem, że Mary i Jared to główni bohaterowieitd, ale mimo wszystko jestem ciekawa jak będzie się układało między Shannonem i Emmą! *.*
    no kochana, powodzenia na zaliczeniach! <3 Poczekamy (przynajmniej ja xD) tyle ile będzie trzeba! :) pozdrawiam, @Marelajn_ ;**
    P.S 10 komentarzy?! Ty przy każdym rozdziale powinnaś mieć ich co najmniej 15!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział ;) ciekawa jestem jak tam między Shannonem i Emmą będzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Braciszek <3 Jestem bardzo ciekawa, co dalej, bo jakoś pierwszy raz nie jestem w stanie domyśleć się. Aż dziwne... No nic, powodzenia w nauce, jak chcesz mogę Ci przeszkadzać ile wlezie <3 I wiedz, że nie mogę się doczekać :*

    OdpowiedzUsuń
  4. w końcu! :D hihi :D kurde, ale ffajnie że Dziadu sprowadził Freda! to dla Mary naprawdę wiele znaczy więc Jared zaplusował ogromnie! ten gips troche przeszkadza!niby Leto dobrodusznie nosi i pomaga, ale jak przyjdzie co do czego, no to niewygodnie! hahahaha :"D sorry, za dużo dziwnych rzeczy na priv ;_; piszz no szybko, szybciej niż komentuje, no ale sama wiesz! ;_; ja czekam i czytam od razu, pamiętaj! :D a gdy tylko mam okazje to komentuje! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzisiaj zaczęłam czytać tego bloga a już przeczytałam. SEGZY WSZĘDZIE SEGZY XDD Rozśmieszyła mnie ta kłótnia Shanna, Matt'a i jej brata. Nie spodziewalam się, że Matt po tekście Shannona się na niego rzuci raczej liczyłam, że mu odpyskuje czymś podobnym.Yay nie wierzyłam jak to czytałam, że brat się pojawił myślałam raczej o tym, że pojawi się później , Mary wróci do LA po nakreceniu teledysku i sama go znajdzie a tu Jared sprawił jej taką niespodziankę. Musiałaś taki dramat z tego opka robić XD z Mary kalekę :') ale jest zabawnie. Bardzo fajnie piszesz, czekam na następny :* właśnie i mogłabyś mnie o nowych rozdziałach informować na tt. :* /@emilialiwiska

    OdpowiedzUsuń
  6. hahahahahah rozjebało mnie to "Ta jebana skleroza mnie kiedyś zabije!" ;D

    i awwww... brat się odnalazł ;3


    ONE and ONLY:
    @NicoleHour

    OdpowiedzUsuń
  7. *moja reakcja*
    Ghdyjzrivsuoxwaruobt ❤️
    Hahaa
    @jaredluvpierogi

    OdpowiedzUsuń