poniedziałek, 13 stycznia 2014

ROZDZIAŁ XXIII (+18)

-Kawusia dla naszej kochanej pary, kawusia! – Shannon wparował się do pokoju z dwoma ogromnymi kubkami kawy.
-Leto! – wrzasnęłam. – Czy Ty wiesz, która jest godzina?!
-7 rano – odparł lekko zdziwiony.
-No właśnie! – jęknęłam, opadając z powrotem na poduszki.
Jared, niewzruszony nagłym wejściem swojego brata, spał dalej, cicho pochrapując. Shannon położył kubki na stoliczku i popatrzył się z dziwną miną Jaredowi.
-Nawet o tym nie myśl – rzuciłam do niego, chcąc zasłonić nieudolnie swoim ciałem Jareda.
Shannon nie odpowiedział tylko podszedł do końca łóżka i złapał Jareda za kostki, po czym zdecydowanym ruchem pociągnął go za nie, czego efektem był upadek ofiary na podłogę.
-Kurwa mać, zabiję Cię, Shanny! – krzyczał głośno Jared, a ja obserwowałam, jak starszy Leto, chichocząc pod nosem, ucieka szybko z pokoju.
Wokalista, przeklinając cały czas pod nosem, schwycił się ramy łóżka i podciągnął się, po czym rzucił się na łóżko obok mnie, jęcząc i łapiąc się za tyłek.
-Mój tyłek… Zabiję go kiedyś, on jest straszny! – mruknął złowieszczo.
Sięgnęłam po kubki z kawą i podałam jeden Jaredowi. Ten popatrzył na niego ze złością, odwrócił głowę, chcąc pokazać, że jest obrażony na brata i nie weźmie do rąk nic, co powstało z jego inicjatywy, jednak po chwili złapał kubek i zaczął z niego pić.
-Jego kawie tak trudno się oprzeć, przez co cała złość od razu wyparowuje do niego… Skubany – oznajmił mi. – Ogarnijmy się i zejdźmy na dół, pewnie na nas czekają, aby ruszyć w końcu z tym teledyskiem.
-Och, Jared, naprawdę musimy się spieszyć tak bardzo? – zapytałam się go, przygryzając lekko dolną wargę.
Popatrzył na mnie lekko zdezorientowany, nie mając pojęcia, o co mi chodzi, jednak po chwili załapał, bo uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Och Mary Mary, będzie jeszcze niejedna okazja do tego.
-Ale ja chcę teraz – wygięłam usta w podkówkę.
-Mary, oni na nas czekają, a jak… - nie pozwoliłam mu dokończyć zdania, bo wpiłam się w jego wargi.
Automatycznie zaczął mi oddawać pocałunek, przysuwając mnie bliżej do siebie. Nie pozostałam dłużna i zaczęłam błądzić ręką po jego nagim torsie. Rozpalała mnie od środka żądza oraz pragnienie. Nie potrafiłam tego przełożyć na później, chciałam się z nim kochać tu i teraz. Gdzieś miałam to, że ekipa na nas czeka, liczyły się tylko nasze uczucia.
Złapał delikatnie brzeg mojej koszulki i zdjął ją ze mnie. Odzież wylądowała w rogu pokoju. Popatrzyłam w jego błękitne oczy, w których malowało się pragnienie. Ten hipnotyzujący wzrok sprawiał, że czułam ciarki na całym ciele, a moja cała dusza jest prześwietlana przez jego spojrzenie. Przesunął delikatnie ręką po zdrowej nodze. Każdy jego gest pozostawiał u mnie gęsią skórkę.
Nie siedziałam w zbyt wygodnej pozycji, szczerze powiedziawszy to zagipsowana noga zaczęła mnie boleć, ale to nie miało w tej chwili żadnego znaczenia. Zaczęłam go znowu całować, wpychając język do jego ust. Dłońmi muskałam jego umięśnione plecy. Przez moje ciało zaczęły przechodzić fale gorąca, a motyle w brzuchu świrowały. Sięgnęłam do jego majtek i zaczęłam je ściągać.
-Witaj, mały przyjacielu – rzuciłam, gdy członek Jareda wyskoczył z bielizny, gotowy do akcji. – Jak Cię zwą?
Jared zaśmiał się mi w szyję, którą właśnie obcałowywał. Poczułam jego oddech na skórze.
-Jared Junior jestem! – odpowiedział cienkim głosem.
-Czy jesteś gotowy spełnić swój święty obowiązek? – zapytałam się, chichocząc.
-Zawsze i wszędzie!
Rzuciłam niepotrzebne już majtki na podłogę, wracając do całowania. Teraz Jared bawił się w okolicach mojej bielizny, co jakiś czas specjalnie muskając przez materiał moją kobiecość. Stawałam się z dotyku na dotyk coraz bardziej wilgotna.
-Och, Leto, nie wygłupiaj się tylko zdejmij mi w końcu te cholerne majtki – warknęłam zdenerwowana do partnera.
Zaśmiał się cicho i pozbył się upierdliwego materiału na moim ciele. Delikatnie położył mnie na plecach, po czym pochylił się nade mną,, podpierając się łokciami. Wodziłam dłonią po jego torsie, kroczu, ramionach, twarzy, chcąc napajać się dotykiem jego skóry. On nie pozostał mi dłużny i również wędrował po moim ciele, jakby je poznawał na nowo. Zataczał kółka najpierw wokół prawego sutka, później koło lewego, przejechał po brzuchu, łaskocząc mnie delikatnie, musnął moje uda, po czym wrócił do twarzy i głaskał po policzku. Rozchyliłam szerzej uda (a właściwie tylko jedną nogę odchyliłam, bo druga z powodu gipsu nie była w stanie zgiąć się). Leto wyczuł to i powoli wsunął swoją męskość do środka mnie. Jęknęłam cicho z rozkoszy. Na początku bolało, bo miał naprawdę dużego, ale ten ból był przyjemny i podniecający. Zaczął poruszać powoli swoimi biodrami, a ja z każdym popchnięciem czułam rozpływające się po mnie gorąco. Jared dyszał mi w twarz. Patrzyliśmy sobie w oczy. Wierzyliśmy i ufaliśmy się wzajemnie, widziałam w jego oczach wielkie uczucie wobec mnie, tą żądzę i miłość. Przyspieszył trochę.  Nasze oddechy również przyspieszyły, a ja zaczęłam coraz głośniej jęczeć z rozkoszy.
Zaczęłam dochodzić. Ten stan był tak wspaniały, ta kulminacja wszystkich emocji, szczęścia, radości, żądzy, rozkoszy, rozlewała się po mnie raz po razie. Po oddechach Jareda wiedziałam, ze on też zaraz miał dojść. Nasze ruchy stały się jeszcze szybsze, tętno podskoczyło, zaczęliśmy ciężko oddychać, nie miałam siły, aby jęczeć, a po chwili jego sperma wypełniła mój środek. Wzięłam głęboki wdech, czując się najszczęśliwszą osobą na ziemi. Zamknęłam powieki, a Leto bez sił padł obok mnie. Ciężko oddychaliśmy, w końcu ciszę przerwał wokalista.
-To jest coś, co nie?
-Tak, chciałoby się cały czas w tym trwać – uśmiechnęłam się do niego, całując go w policzek. Dotknęłam gipsu, chcąc sprawdzić, czy nie został w żadnym miejscu naruszony. Dotknęłam czegoś lepkiego. – Kurwa – rzuciłam. – Mam spermę na gipsie.
To zdanie wywołało u Jareda niekontrolowany wybuch śmiechu, a po chwili i ja dołączyłam do niego. Moje słowa były tak absurdalnie głupie i niedorzeczne, że nie było na nie innej reakcji.
-Przestań… się….. śmiać! – rzuciłam, łapiąc ledwo oddech. – Jak.. ja… mam… się tego teraz… pozbyć?!
-Nie wiem, ale to było dobre! Mój brzuch! – złapał się Jared za brzuch, nadal się śmiejąc. Z kącika jego oczu płynęły łzy.
W końcu się uspokoiliśmy, nie mogąc po raz kolejny złapać oddechu.
-Czas chyba zejść na dół, co nie? – zapytał się mnie.
-No, wypadałoby.
Jared wstał i pomógł mi stanąć do pionu. Wszystkie mięśnie mnie bolały, a noga to już w ogóle totalna katastrofa. Cała zdrętwiała i ledwo co na niej stałam. Jak ja miałam normalnie funkcjonować, skoro odebrano mi na jakiś czas możliwość chodzenia? Zdrowa noga ugięła się pode mną, straciłam równowagę, zachwiałam się i osunęłam się do tyłu. Całe szczęście, że za mną stało łóżko, bo tylko na nim usiadłam, nie robiąc sobie większej krzywdy. Wolałam nie myśleć, co by się stało, gdybym upadła na podłogę… Dosyć miałam gipsów oraz szpitali, a wiedziałam, że Jared od razu by mnie tam zawiózł.
-Nic Ci nie jest? – Leto stał już nade mną, przypatrując mi się z zaniepokojeniem w oczach.
-Nie, żyję jakoś, tylko noga mi zdrętwiała – machnęłam ręką. – Ubieraj się, nie będziesz tak z juniorem latał po całym pokoju, tylko podaj mi jeszcze bieliznę, bo szafka tak daleko stoi.. – teatralnie westchnęłam. Jared pokręcił z uśmiechem głową i pochylił się nad szufladą, aby znaleźć moją bieliznę.
-Łap! – rzucił mi czarny komplet.
Złapałam zręcznie i zaczęłam się ubierać, patrząc, jak Jared szuka po kątach swoich spodni, których się pozbył przed wejściem do pościeli.
-Pod łóżkiem – ulitowałam się nad nim.
Klęknął i zerknął pod mebel, po czym wyciągnął swoje czarne spodnie.
-Dzięki, jak ty to wszystko pamiętasz, gdzie co leży?
-Pamięć fotograficzna – tak, to akurat było przydatną cechą.
Poszedł do łazienki, a ja schwyciłam się ramy łóżka i podparłam się na niej, aby wstać. Udało mi się, tym razem stałam pewnie i stabilnie, wiedziałam, że nie już nie rąbnę na dupę, gdyż zdrętwienie w nodze już mi prawie całkowicie przeszło. Schwyciłam za kule i podeszłam do szafki z ubraniami. Wyjęłam koszulkę, spodnie z jedną nogawką (druga została obcięta, abym mogła w jakiś sposób założyć gips. Założyłam wszystko na siebie razem z skarpetkami i butami, narzuciłam skórzaną kurtkę i czekałam na Jareda, który brał szybki prysznic. W końcu wyszedł z niego. Woda skapywała z jego włosów na czarną koszulkę.
-Znowu bierzesz mnie na ręce? – zapytałam się.
-A wyobrażasz to inaczej?
-Nie – wyszczerzyłam do niego zęby w uśmiechu.
-No to hop – i złapał mnie w pasie, a potem wziął na ręce.
Jedną ręką trzymałam kule, zaś drugą oplotłam wokół jego karku. Muskałam go po nim delikatnie, czułam, jak pod moim dotykiem jego skóra mimowolnie drży. Zeszliśmy spokojnie po schodach. Kiedy byliśmy w połowie schodów na z pierwszego piętra na parter, ale nie byliśmy jeszcze widoczni, usłyszeliśmy krzyki, a w nich nasze imiona.
-Stój – szepnęłam do Jareda.
Zatrzymał się i delikatnie postawił mnie na ziemi. Na szczęście leżący dywan wytłumił odgłos moich kul oraz uderzenia gipsu o podłogę. Zaczęliśmy się przysłuchiwać kłótni, zaciekawieni, co o nas tam plotkują. Podejrzewałam, że będą coś marudzić na nasze „spóźnienie się”, ale nie przejęłam się tym zbytnio, w końcu to Jared był tutaj szefem i wszyscy powinni jemu się podporządkować.
-Fred, w dupie mam, że to Twoja siostra, mogłaby się czasami powstrzymać! – krzyczał Matt.
-Powiedz jeszcze jedno złe słowo o Mary, a obiecuję, że nie usiądziesz nigdy więcej na twardym siedzeniu! – słyszałam po głosie brata, że był naprawdę mocno wkurwiony.
-Jared też jest w tym winien, to przez nich mamy takie opóźnienie! Nie dość, że samolot spadł i spowodował taką obsuwę, to jeszcze lider musiał na nią czekać, dopóki nie wypiszą ją ze szpitala! – Matt wkurwiał się coraz bardziej.
-Co Ci kurwa tak na tym zależy?! 3 dni nas nie zbawią, nie moja wina, że nie masz w czym zamoczyć teraz swojego fiuta – szydził z przyjaciela Shannon.
Usłyszeliśmy, jak na ziemię upada coś ciężkiego. Jakiś kobiecy głos krzyknął.
-Jared, chodźmy tam, szybko – powiedziałam do przerażonego Leto, sama będąc w szoku.
Zbiegł ze schodów, skazując mnie na samodzielność. Nie przejęłam się tym jakoś, że mogę zaraz złamać kark, to nie było ważne, chciałam tylko wiedzieć, co się dzieje.
W połowie schodów zobaczyłam, co się działo na parterze, w holu hotelu. Matt siedział okrakiem na Shannonie i okładał go pięściami po twarzy. Fred i Jared starali się odciągnąć mężczyznę od ofiary, jednak bezskutecznie, bo Matt był rosłym i silnym chłopem, i co chwila się wyrywał z objęć. Shannon próbował bezradnie zakryć twarz przed atakującym. Tomo trzymał w objęciach Emmę, która szlochała mu w ramię. W końcu udało mi się zejść i podeszłam do bijących się.
-Mary, odjedź stąd! – krzyknął młodszy Leto.
Ja go jednak nie usłuchałam i podeszłam jeszcze bliżej, podniosłam kulę i z całej siły walnęłam nią w głowę Matta. Ten osunął się bezwładnie na ziemię.
-Siostra, zabiłaś człowieka! – krzyknął przerażony Fred. – Pójdziesz siedzieć!
-Jego nie da się chyba zabić – mruknęłam, obserwując, jak Matt pomału zaczyna się ocykać. – Shannon, wstawaj i wycofaj się, żeby Cię nie widział.
Z objęć Tomo wyrwała się Emma i podbiegła do perkusisty. Uklęknęła przy leżącym mężczyźnie i zaczęła go głaskać po klatce piersiowej, a jej łzy moczyły koszulkę Shannona. Nie wyglądał najlepiej, wszędzie lała się krew, wykładzina zaczynała nabierać intensywnego bordowego koloru.
-Nie płacz, nie chcę patrzeć na Twoje łzy – usłyszałam cichy głos Shannona.
Emma jeszcze bardziej się rozpłakała i pochyliła się nad perkusistą, całując go czule i delikatnie w usta. Ten wziął rękę i zaczął ją gładzić po policzku.
-Tej, nie umieram, będę jeszcze żył, to tylko krew! – rzucił wesoło Shannon po pocałunku.
Kobieta uśmiechnęła się do niego przez łzy i pomogła mu wstać.
-No to co teraz robimy? – zapytał się perkusista, chwiejąc się lekko na nogach. Emma przytuliła się do niego mocno, a on ją objął jedną ręką, cały szczęśliwy na twarzy. Nie przeszkadzała mu krew na twarzy, dla niego ważne było to, że miał w końcu przy swoim boku kobietę, o której tyle marzył i którą tak długo kochał. Razem wyglądali wyjątkowo uroczo, pasowali do siebie pod każdym względem.
Tomo, który w pewnym momencie wyszedł z holu, wrócił do niego z niewielką apteczką.
-Siadaj, mężny rycerzu, czas Cię opatrzyć.
Shannon się skrzywił, ale posłusznie usiadł na krzesełku. Emma stała obok niego i trzymała go delikatnie za ramię. Rozejrzałam się za Jaredem, Fredem i Mattem, który oprzytomniał i wstał, a dwójka zabrała go gdzieś. Stali w stołówce i nad czymś żywo dyskutowali. Miałam nadzieję, że nie dojdzie do jeszcze jednej kłótni, ale widząc, że Matt ma głowę opuszczoną prawie cały czas, miałam wrażenie, że w ten sposób wyraża skruchę wobec tego, co uczynił.
Shannon został opatrzony, na policzku miał ogromny plaster (na szczęście nie potrzebował szycia, co wesoło zakomunikował mi Tomo) i przytulał się do Emmy, która siedziała na jego kolanach. Tomo odstawił apteczkę i usiadł obok mnie zrezygnowany, zaś trójka w końcu skończyła między sobą rozmawiać i doszła do nas.
-A więc? – rzuciłam, bo zapanowała niezręczna cisza.
-Shannon, przepraszam, nie powinienem tak ostro reagować.. – rzucił zawstydzony Matt.
Leto wstał i podszedł do niego. Napięcie rosło.
-Ja też Cię chciałem przeprosić, ostatnie zdanie było wyjątkowo chamskie – powiedział, i przytulili się w ramach pojednania oraz pogodzenia się. Wszyscy odetchnęli z ulgą, a napięcie prysło i ulotniło się.
-To gdzie teraz? – zapytał się wesoło Shannon.
-Do hotelu! – rzucił podekscytowany Jared i wybiegł prawie przez drzwi.
Obok mnie stanął Fred.
-Też jedziesz z nami? – zapytałam się ze zdziwieniem.
-Lider stwierdził, że skoro tu jestem to przydam się w nagrywaniu – zaśmiał się.
Wsiedliśmy do podstawionego busa, który przewiózł nas w oddalone o 15 minut od naszego noclegu miejsca, gdzie miało się odbyć kręcenie do teledysku. Budynek w rzeczywistości był hotelem, na czas kręcenia teledysku został zamknięty i oddany całkowicie w ręce Jareda. Był dość spory i miał swój tajemniczy klimat. Znajdował się między drzewami, które z powodu zimy były nagie, co powodowało, ze dodawały trochę grozy temu miejscu. Dzień był pochmurny, ale nie zapowiadało się na deszcz.
Na miejscu była obecna już cała ekipa, która rozstawiała swój sprzęt, oraz ludzie, którzy mieli być obecni w nagraniu, czyli miejscowi mieszkańcy. Przed hotelem stała długa czarna limuzyna.
-Widzę, że wszystko już gotowe do pracy, i świetnie, bo szkoda marnować czas! – rzucił Jared, kiedy bus zaparkował w wyznaczonym miejscu.
Wyszliśmy z wozu. Stanęłam z boku, podczas gdy zespół ruszył do przyczepy campingowej, aby się przebrać i ucharakteryzować. Ekipa przyniosła mi krzesełko wraz z stołeczkiem, abym miała gdzie położyć nogę i swoje 4 litery.
-Co najpierw będzie nagrywane? – spytałam się Emmy, która zerkała do scenariusza.
-Wjazd limuzyną na teren hotelu, nie powinno im to zająć cały dzień, maksymalnie godzinę. Potem będą nagrywać krwawy bal – poinformowała mnie kobieta.
-Jestem ciekawa, co takiego wymyślił dla mnie – mruknęłam pod nosem.
-Dzisiaj Cię nie będzie w nagrywaniu, więc nie zawracaj sobie tym głowy – rzekła mi Emma.
Podszedł do mnie Fred, który wcześniej był w marsowym busie, aby się dokładnie dowiedzieć, jaką ma rolę w teledysku.
-I co będziesz robił? – zapytałam się brata.
-Mam w krwawym balu być kelnerem, Leto powiedział, że ma drugiego, który jest podobny do mnie – odpowiedział mi z uśmiechem. – Będę na wielkim ekranie, wow!
Zaśmiałam się.

-2 sekundy w teledysku, mój brat taki sławny!
_________
Smutno mi, że nic nie komentujecie. 4 komentarze, jak ja liczyłam na 10... Smutno.
Aha, i mam drugiego bloga.
www.ajam28.blogspot.com

6 komentarzy:

  1. Fajny rozdział, boże śmiałam się strasznie z tej porannej sytuacji w pokoju XDDD

    /r-evolve

    OdpowiedzUsuń
  2. śmiechowo, bardzo śmiechowo xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobry rozdział, pośmiałam się :)
    tak btw. to podoba mi sie Twój styl pisania, przyjemnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ogólnie fajnie, tylko szkoda że Shannon i Emma sie kochają. Nie wiem dlaczego ale jej nie lubię...

    OdpowiedzUsuń
  5. hm, rozdział mnie nie zachwyca tak jak ten z wypadkiem, alee jest ok. I like it. Tylko lekko dziwi mnie zachowanie Matt'a i Shannon'a po tej bójce, gdyż - dwóch dorosłych facetów, obiło sobie gęby, a potem Jared-Czarodziejska-Różdżka sprawił, że główny agresor z zawstydzeniem przeprosił? osobiście ukazałabym go jako 'wciąż z urazą' do Shannona i lekko zamkniętego w sobie, ale - to ty tu jesteś panem losu bohaterów. ;D

    ONE and ONLY:
    @NicoleHour

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam ich jakoś szybko pogodzić, bo Matt odchodzi z zespołu dopiero po nakręceniu teledysku do FY i po prostu mi się kłóciło to ze sobą XD Chętnie już teraz bym go wywaliła ale nie mogę, to niezgodne z historią XD

      Usuń