niedziela, 6 października 2013

ROZDZIAŁ I

-Nie masz prawa tak do mnie mówić! - krzyknęła na mnie moja matka.
-Mam prawo mówić jak mi się podoba, nie moja wina, że mnie tak wychowaliście! - odkrzyknęłam jej.
-Marsz do pokoju, masz szlaban na wszystko!
-Gówno mnie to obchodzi, wychodzę z tego domu! - chwyciłam w pośpiechu mój plecak, w którym było kilka ciuchów, nałożyłam na siebie płaszcz, włożyłam buty i wyszłam z domu, zamykając z głośnym trzaskiem drzwi. Nie obchodziło mnie to, że naszą kłótnię mogli usłyszeć sąsiedzi.
Szybkim krokiem zeszłam z ostatniego, czwartego piętra, po obskurnych drewnianych schodach, przez ciemną klatkę schodową, na której od niepamiętnych czasów nie było światła, a z ścian odłaziła obskurna zielona farba, na parter. Chwyciłam za okrągłą metalową klamkę drewnianych, zniszczonych drzwi wejściowych i wyszłam na powietrze. Mieszkałam w starej przedwojennej kamienicy, która przeżyła niejedną kłótnię, narodziny, śmierć, kataklizmy... Lubiłam przebywać na strychu tej kamienicy, gdzie walało się mnóstwo zagubionych, porzuconych rzeczy, gdzie każda miała swoją odrębną, ciekawą historię.
 Przeważnie to tam, na strychu, się chowałam po każdej rodzinnej kłótni, ale dzisiaj było inaczej. Nie wytrzymałam nerwowo i postanowiłam uciec na parę dni, odpocząć od zgiełku tej atmosfery, która najlepsza nie była u mnie. Ciągle się z mamą kłóciłam o wszystko, nie było dnia, żeby się do czegoś nie przyczepiła. Mama miała jeden, ale to poważny, problem - lubiła sobie wypić. I bardzo często przekraczała ludzką wytrzymałość na alkohol, wobec czego stawała się agresywna wobec mnie, kiedyś wobec starszego brata, Freda, który wyprowadził się z domu po tym, jak matka chciała go skaleczyć rozbitą butelką, którą on rozbił w chwili ostrej kłótni. Matka nie mogła przeboleć to, że jej syn rozbił tak ważny dla niej trunek, na który ona wydała parę dolarów, i wpadła w szał, że była w tym stanie gotowa go zabić. Na szczęście Fred się opamiętał i w ostatniej chwili uciekł do pokoju, zakluczył drzwi, spakował swoje manatki, a kiedy mama poszła spać, wyprowadził się. Chciałam się z nim zabrać, ale powiedział, że to jeszcze nie ten czas, nie ta chwila, że jestem za młoda i nie da rady utrzymać nas oboje, ale obiecał mi, że kiedyś po mnie przyjdzie. Od tego momentu minęły 4 lata, a on ani razu się nie pojawił w domu, żeby mnie zabrać.
Ojca nie miałam, rozwiódł się z matką jakieś 10 lat temu, kiedy miałam 12 lat. Nie utrzymywał z nami kontaktu, płacił tylko alimenty na nas, które matka oczywiście przepijała. Powodem rozstania był alkoholizm. Kiedy tato zrozumiał, że ona nie zwalczy go, zostawił nas i pojechał gdzieś daleko. Było mi brak ojca, na szczęście Fred, który był ode mnie starszy o 3 lata, wypełnił trochę jego pustkę. Mimo to i tak robiło mi się smutno za każdym razem, kiedy pomyślałam o nim, że tak nagle się od nas oddalił, bez słowa, bez pożegnania, i nie chciał z nami nawiązać kontaktu.
-Mary, kochana, dokąd się wybierasz? - zaczepiła mnie przy drzwiach sąsiadka z 1-ego piętra. - Przecież jest zima, dochodzi prawie 20-a! Znowu rodzinna awantura?
-Tak, pani Luizo - odpowiedziałam jej, wzdychając. - Muszę w końcu trochę odreagować.
-Dziecko, nie masz dokąd pójść!
Oczywiście miała rację. Ale wolę błąkanie się po mieście, po Forks, aniżeli powrót do tego zapchlonego mieszkania, gdzie o porządek dbałam tylko ja. Miałam dość ciągłego dbania o dom, aby w lodówce było co jeść, dbania o ciepło w mieszkaniu ( mieliśmy piec), a do tego ciągłych awantur z matką. Najchętniej to pojechałabym do brata, ale ten mieszkał w Los Angeles, a o tej godzinie ciężko było złapać busa do tej miejscowości. Ostatnio brat nie odzywał się do mnie, pewnie miał ważne sprawy na głowie (poznał dziewczynę i ożenił się z nią, aktualnie czekają na dziecko, jego żona, całkiem miła kobieta, Carrie, była już w 7-ym miesiącu ciąży), a ja nie chciałam mu przeszkadzać. Znalazł pracę, pracował w urzędzie, nie zarabiał dużo, ale w zupełności starczało mu na życie. Czasami wysyłał do mnie 50 dolarów, abym miała co jeść i ubrać na kark, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna, chociaż w głębi duszy żałowałam, że nadal nie zaproponował mi mieszkania u siebie. Musiałam się z tym pogodzić, jednak w sercu wciąż tkwiła wiara, że może kiedyś mnie do siebie przygarnie.
Wyszłam z podwórka na ulicę. O tej godzinie nie było prawie samochodów, tylko jakieś pojedyncze auta jeździły, które pewnie wracały z pracy po godzinach do domu. Forks było totalnym zadupiem, jedna ulica, przy której mieściło się prawie wszystko. Były jakieś odgałęzienia, ale to dla domów mieszkalnych, szkoła, poczta, urzędy, najważniejsze sklepy mieściły się tutaj, przy głównej ulicy. Przy naszej kamienicy stały jeszcze 3 inne, ocalałe przed rozbiórką, których stan był na tyle dobry, że wystarczyło tylko odnowić, aby dalej służyły jako mieszkania.
Swoje kroki skierowałam ku motelu, który był otwarty cały czas. Forks leżało przy głównej autostradzie, dlatego motel miał wystarczającą ilość klientów, aby go nie rozwalono. Budynek znajdował się 5 km od mojej kamienicy, więc wolnym spacerkiem poszłam w określonym kierunku. Mijałam domy jednorodzinne, drzewa, ścieżki między domami, które prowadziły do lasu. Las otaczał Forks ze wszystkich stron, to była charakterystyczna część miasteczka, że ciągle było zielono (przeważały drzewa iglaste, liściastych było mniej). Forks to paskudne miasto, jeśli chodzi o klimat - zimą było naprawdę rekordowo zimno, a latem prawie wcale nie było słońca, tylko ciągłe opady deszczu. Maksymalna temperatura latem przy słońcu wynosiła 26 stopni, dlatego wszyscy mieszkańcy miasteczka byli przyzwyczajeni do srogich warunków i dla nich 20 stopni to już było gorąco. Nie byłam wyjątkiem, kiedy pojechałam do Los Angeles na ślub brata, myślałam, że wejdę do lodówki, tak bardzo mi było gorąco. Fred się już przyzwyczaił, ale mówił, że było mu ciężko się dostosować.
Wzięłam portfel do ręki i sprawdziłam, ile mam pieniędzy. 100 dolarów, nie jest źle. Na pewno starczy na kilka dni w motelu, a potem.. Pomyśli się. Chciałam do brata wbić, ale nie chciałam mu głowy zawracać. Chyba będę szukała ojca i do niego się wprowadzę na tę chwilę, rozejrzę się za pracą, i kiedy będę miała jako takie zarobki, wynajmę mieszkanie dla siebie i i postaram się z tego utrzymać, w końcu miałam 22 lata i mogłam pójść do pracy. Ukończyłam szkołę średnią, na studia już nie poszłam, gdyż nie było zwyczajnie pieniędzy. Moim marzeniem jest dostać się na medycynę, kochałam ratować ludzi i udzielać im pomocy. Byłam naprawdę dobrą uczennicą, ale z samego stypendium nie utrzymałabym się, zwłaszcza że chciałam się dostać do prestiżowej uczelni, co przy moich finansach było po prostu niemożliwe. Moim skrytym marzeniem było jednak zostać piosenkarką. Mówili mi, że mam niezły głos, a i słuch miałam nie najgorszy i na gitarze całkiem dobrze radziłam. Nie miałam swojej gitary, raczej ćwiczyłam tą sztukę u koleżanki, która owy sprzęt posiadała.
W końcu przede mną wyrósł motel. Bez wahania weszłam do środka, gdzie powitała mnie koleżanka ze szkoły.
-Witaj, Bello, chciałam wziąć pokój na parę dni - przywitałam się z nią.
-Nie ma sprawy. Znowu kłótnia z matką? - wszyscy wiedzieli, co się wyprawia w mojej rodzinie. Uroki mieszkania w małym miasteczku.
-Niestety, ale to już chyba ostatnia.
-Nie rozumiem...
-Wyprowadzam się, nie mam zamiaru dłużej z nią przebywać w jednym pomieszczeniu. Mam jej dosyć...
-Rozumiem - uśmiechnęła się smutno Bella i odwróciła się w stronę drewnianej szafki, aby wyjąć klucz z niej do mojego pokoju.
Drzwi motelu otworzyły się nagle. Do pokoju wtargnął mężczyzna, wiek około 30 lat, wysoki, czarne włosy muskające lekko jego ramiona, czarna skórzana kurtka, czarne spodnie, czarne buty. Oczy podkreślone miał eye-linerem. Wyglądał na rockmana według mnie, w każdym razie na pewno na muzyka, co utwierdził mnie bagaż trzymany w jego prawej ręce - futerał od gitary.
-Dzień dobry wieczór, czy są jakieś pokoje dla 4 osób? Najlepiej jednoosobowe, ale się dostosujemy do warunków - powiedział ciepłym głosem, kiedy zbliżył się do lady. Przyjrzałam mu się bliżej i zauważyłam jego błękitne oczy, rzadko spotykany odcień wśród ludzi. Kiedy zauważyłam, że chciał spojrzeć na mnie, szybko przeniosłam wzrok na Bellę, która właśnie wyciągała do mnie rękę z kluczykami.
-Są dwa jednoosobowe i jeden dwupokojowy, nie posiadamy niestety więcej jednoosobowych. - odpowiedziała dziewczyna mężczyźnie.
-No trudno... A ile mnie to wyniesie? Z śniadaniem oczywiście.
-Z śniadaniem dla 4 osób wyniesie 50$.
-Biorę! - odpowiedział zdecydowanie i położył pieniądze na ladzie. - Chłopaki, chodźcie, mamy nocleg! - krzyknął głośno w kierunku drzwi.
Po paru chwilach, podczas gdy Bella wydawała klucze do pokojów, na korytarz weszło 3 innych mężczyzn - blondyn o krótkich włosach, czarnowłosy o asymetrycznym cięciu oraz podobny do niebieskookiego, pewnie brat - niższy od niego, o masywnej budowie, brązowe oczy, zmierzwione włosy. Całą trójkę z 4-ym mężczyzną łączył makijaż, czyli czarna kreska. To na pewno musiała być grupa rockowa, w końcu nikt nie maluje się na czarno niż rockowcy.

7 komentarzy:

  1. Fajnie się zapowiada. Czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się i to bardzo! Mam nadzieję, że dziewczyna odnajdzie ojca, bo coś braciszkowi nie pali się do pomocy -_- nooo i ta grupka już stała się taka intrygująca :> Mam nadzieję, że teraz się ten komentarz doda, bo mnie poniesie xD informuj mnie o nastepnych rozdziałach :3 Pozdrawiam @Let_Me_Fuck_You <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaciekawiłaś mnie ;) Super się zapowiada, więc właśnie zdobyłaś czytelniczkę. Mam nadzieję, że dasz nową notkę jak najszybciej :D Jakbyś mogła mnie informować o nowych rozdziałach ;> @EchelonMadeline

    OdpowiedzUsuń
  4. podoba mi się bardzo. ciekawie się to czyta. mam nadzieję, że nie przestaniesz pisać w kulmującym momencie ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. hohooo, stare dobre czasy :D ... czytam od początku i komentuję ;3 ... zapowiadało się dość smutno, ale czekam na rozwój wydarzeń ;D

    @NicoleHour

    OdpowiedzUsuń
  6. Za dużo, zaaa duuużo powtórzeń...

    OdpowiedzUsuń