poniedziałek, 18 listopada 2013

ROZDZIAŁ X

-Whiskey poproszę - usłyszałam nagle znajomy mi głos po mojej prawej stronie. Odwróciłam się szybko i nie mogłam uwierzyć oczom. Obok mnie stał właśnie Jared Leto! Szok szybko minął i zauważyłam, że na jego twarzy maluje się wściekłość i smutek.
-Co, problemy z braciszkiem? - rzuciłam do niego. Jared odwrócił się do mnie lekko przerażony, że ktoś się do niego odezwał, ale kiedy mnie zobaczył, nieznacznie się uśmiechnął, jednak ten uśmiech szybko zniknął z jego twarzy.
-Nie spodziewałem się Ciebie tu zobaczyć, Mary! Myślałem, że siedzisz już w Los Angeles.
-Zaszły niespodziewane wypadki, których nie planowałam i nie mam zamiaru planować - mruknęłam pod nosem.
-Co się stało? - spojrzał na mnie Leto swoim świdrującym spojrzeniem. Dziwne, nie czułam do niego niechęci, może dlatego, że wiedziałam, iż jestem bezpieczna. Skoro nic mi nie zrobił podczas wymyślania teledysku do The Kill, czemu miałby się zmienić w przeciągu tych paru dni i mi coś zrobić? Zresztą to jego spojrzenie przekonało mnie, że mogę mu zaufać, zwierzyć, że nie zrobi mi krzywdy. Mimo że nigdy nie oceniałam człowieka po wyglądzie, tutaj akurat nie miałam problemu, żeby wiedzieć, że nie ma póki co wobec mnie złych zamiarów, i tego się kurczowo trzymałam. Miałam tylko nadzieję, że nie zrani mnie fizycznie i psychicznie.
Opowiedziałam mu więc od nowa swoją "przygodę" z Edwardem. Momentami się łamałam i przestawałam mówić, na co on delikatnie gładził mnie po dłoni, którą od jakiegoś czasu trzymał w swoich dłoniach. Nawet nie zauważyłam, kiedy to się stało, ale nie przeszkadzał mnie ten dotyk, ba dodawał mi sił i otuchy, abym ciągnęła powieść dalej. Kiedy skończyłam, z oka wypłynęła mi jedna łza. Jared delikatnie ją starł i przytulił mnie mocno do siebie, chcąc mi w ten sposób okazać współczucie.
-A Ciebie co tu sprowadza? Czemu tu siedzisz? - spytałam się go, jak mnie puścił.
-Problemy z zespołem, Shannon odmówił zagrania na dzisiejszym koncercie, przez co musieliśmy odwołać koncert... - Jared się mocno zdenerwował.
-O co poszło?
-Pewnie o ten teledysk do The Kill.
-Czemu? Myślałam, że zależy mu na tym, abyście stali się sławni.. - zdziwiłam się.
-Nie wierzy, że nam się uda. A do tego teledysku będziemy musieli wziąć pieniądze z naszych osobistych kont. Pewnie boi się, ze jak nam się nie uda to zostaniemy bez grosza. Niby mamy sporo pieniędzy, ale sfilmowanie teledysku będzie nas słono kosztować... - westchnął Leto.
Zdziwiłam się. Myślałam, że takie amerykańskie zespoły mają sporo pieniędzy za koncerty, za sprzedaż płyt, wywiady i temu podobne. A tu proszę, właśnie poznaję życie zespołów od tej drugiej strony, która do najlepszych nie należy. Nie sądziłam, że nie stać Marsów na nagranie teledysków. A gdzie byli w tym czasie sponsorzy, wytwórnia? Nie wierzyłam, że działali na rękę!
-Co masz w kieszeni? - zainteresował się nagle Jared moją prawą kieszenią dżinsów.
Zerknęłam tam. No tak, przecież wepchnęłam ten dziwny bilet do tej kieszeni i całkowicie o nim zapomniałam. Wyjęłam go z kieszeni i wyprostowałam na swoim udzie, po czym podałam Jaredowi. Ten spojrzał na niego i zaczął się śmiać.
-Co Cię tak rozbawiło? - zapytałam się go z podejrzanym wzrokiem.
-Właśnie jesteś ostatnim ogniwem, ostatnią z 10 osób, które wygrały spotkania z nami na każdym koncercie! A Tobie się to udało bez tego papierka, i to już drugi raz. A tyle dziewczyn, fanek, Echelonu, dałoby się pokroić za ten bilet, i masowo kupowały każdemu znajomemu naszą 2 płytę, coby znaleźć te bilety. A tu proszę...
-Wow, mogę się z Wami spotkać po każdym koncercie? - uśmiechnęłam się.
-Wiadomo. Ale Tobie to chyba niepotrzebne jest.
-Pochwalę Ci się czymś. Przesłuchałam Twoje płyty!
-I jak? - na jego twarzy zauważyłam zaniepokojenie i strach. Ooo, czyżby się bał krytyki? Postanowiłam trochę zażartować z niego i zobaczyć, jak zareaguje na moje słowa.
-Nie dało się tego słuchać, nic nie jest spójne ze sobą, do tego te wrzaski bez ładu, zupełnie niepasujące do ścieżki dźwiękowej. - patrzyłam z coraz większym rozbawieniem na zmieniającą się minę Jareda, na której malowało się zdezorientowanie i zdziwienie. - Żartuję przecież! Ma w sobie to coś, nie jest źle.
Jared odetchnął z ulgą.
-Już myślałem, że Shannon jednak miał rację co do naszej twórczości, że ona jest zła i nie dociera do ludzi.
-Przeciwników na pewno macie... Swoją drogą nie wiedziałam, że aż tak ciężko jest Ci przyjąć krytykę - spojrzałam na niego badawczo.
-To nie tak, po prostu ja.... eee.. - zmieszał się.
-Kontynuuj.
-Dziwnie byłoby, gdyby osoba, która ma wejście na nasz każdy koncert i możliwość zobaczenia się z nami oraz porozmawiania nie lubiła tej muzyki - odpowiedział, chociaż wyczułam, ze zamierzał co innego powiedzieć.
Tak przegadaliśmy połowę nocy popijając cały czas drinki. Znowu się poczułam swobodna, wolna, jakby to, co wydarzyło się kilka dni temu, nie miało miejsca. Jared dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Wiem, że to było głupie, nie znałam go, ale mu ufałam.
-Ooch, czy Ty jesteś Jared Leto?! - przerwał naszą rozmowę głośny pisk dochodzący z głębi sali.
Jared spojrzał na mnie spojrzeniem, które mówiło tylko jedno - POMÓŻ MI. W sumie nie zdziwiłam mu się, że błagał o pomoc, był już trochę (bardzo) podpity, jego język pomału się plątał, a wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Wstałam z krzesła.
-Dziewczyny, tu nie ma Jareda, ale tam jest Shannon! Widziałam go 15 minut temu jak odchodził z drinkiem! - wskazałam palcem w miejsce najbardziej oddalone od baru.
Fanki szybko pobiegły we wskazanym kierunku, całe roześmiane i podekscytowane. Wykorzystałam ich gapiostwo i rzuciłam do Jareda:
-Musimy się ewakuować.
Ten wstał. Nie trzymał się zbyt pewnie na nogach, przez co objęłam go w pasie i pomogłam wyjść z klubu. Na dworze śnieg nieprzerwanie padał, sięgał mi już do kostek, gdyż nikt nie raczył jeszcze odśnieżyć chodnika.
-Gdzie przebywasz?
-W hotelu "Gucci", jakieś...
-Wiem, gdzie to - przerwałam mu. - Odprowadzę Cię.
-Nie trzeba, dam sobie radę! - zbuntował się po czym postanowił mi pokazać, że ma rację, i zrobił krok do przodu. Śmiałam się wniebogłosy, kiedy wywinął pięknego orła i wylądował tyłkiem na śniegu.
-Po pierwsze, widzę, że nie dasz rady zrobić nawet jednego kroku, po drugie, Twój hotel znajduje się po przeciwnej stronie. - uśmiechnęłam się i pomogłam mu wstać.
Ruszyliśmy w ciemną noc przez zaśnieżone ulice miasteczka. Hotel znajdował się niedaleko schroniska, więc nie martwiłam się o swój powrót do pokoju. Jared próbował coś wybełkotać, ale po kilku próbach poddał się i próbował w miarę normalnie iść, co z każdym krokiem zaczynało być trudne. W końcu, dosłownie 100 metrów przed budynkiem, usiadł.
-Nigdzie dalej nie pójdę - stwierdził wesoło.
-Chodź, stracisz tyłek - próbowałam go przekonać.
-Nie, tu jest fajnie. Dołącz do mnie - klepnął w śnieg obok siebie.
Wiedząc, że jestem za słaba, aby go podnieść, usiadłam obok niego zrezygnowana.
-Patrz, jakie piękne niebo, haha - zaśmiał się. Chyba należał do wesołków po przesadzeniu z alkoholem.
-Nic nie będziesz jutro z tego pamiętał... - westchnęłam.
-Jesteś taka śliczna... - wypalił nagle.
Spojrzałam na niego, on spojrzał na mnie. Gdybym była trzeźwa nie doszłoby do tego, co miało nastąpić. Jared się zbliżył do mnie, nasze twarze dzieliły już tylko centymetry. Położył delikatnie ręce na moich policzkach. Mimo że nie miał rękawiczek przez całą podróż, jego dłonie były ciepłe. Pochylił się nade mną i musnął moje wargi swoimi. Poniosła mnie chwila i wplotłam jedną dłoń w jego włosy, zaś drugą położyłam na karku. Zaczęliśmy się całować, siedząc na śniegu pod gołym niebem. Nie czułam, że w tyłek zaczynało mi być zimno, że pewnie nabawię się choroby, liczyła się tylko ta chwila, ten moment. Jared wsunął język do moich ust. Nie protestowałam.
W końcu oderwałam się od niego ustami.
-Wstań, chodźmy do środka.
-Dobrze, moje piękności - uśmiechnął się do mnie czule, a ja poczułam w dole ogromne gorąco. Mary, co jest?! Przecież dopiero co byłaś zgwałcona, nie powinnaś w ogóle się na to godzić - krzyczał rozum. Ale serce było zadowolone, serce było gorące.
Wstaliśmy i w końcu weszliśmy do hotelu. Stanęliśmy przy ladzie, gdzie za meblem stała pracowniczka.
-Dzień dobry, przyprowadziłam Jareda Leto, może go pani odstawić do pokoju? - uśmiechnęłam się.
-Oczywiście, tylko pójdę po klucz - odpowiedziała i zniknęła na chwilę.
-Dziękuję Ci, maleńka - wybełkotał Jared i rzucił się na mnie, mocno mnie do siebie przytulając. Kiedy mnie puścił, podniósł dłoń i pogłaskał mnie po policzku. - Jesteś kochana, skarbie.
-Tak tak - uśmiechnęłam się nerwowo. Nie chciałam się w nim zakochać, nie byłam po prostu na to gotowa. - Do zobaczenia kiedyś tam - odpowiedziałam, odwróciłam się na pięcie i opuściłam hotel.
___________
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału....... Mam nadzieję że Wam się spodoba.

4 komentarze:

  1. Normalnie aż chce się czytać *-* Oby tak dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. "-Nigdzie dalej nie pójdę - stwierdził wesoło.
    -Chodź, stracisz tyłek - próbowałam go przekonać.
    -Nie, tu jest fajnie. Dołącz do mnie - klepnął w śnieg obok siebie."
    Te słowa mnie rozwaliły. Siedzę i się śmieję z Jareda siedzącego w śniegu w mojej wyobraźni XD

    OdpowiedzUsuń
  3. ahahahahaahahahahh mój mąż jest po prostu słodziuchny ;3333


    I LIKE IT.



    http://one-touch-of-heaven.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń