wtorek, 11 marca 2014

ROZDZIAŁ XXVII (+18)

W nocy złapało mnie silne parcie na pęcherz, więc wykopałam kołdrę i zsunęłam nogi na ziemię. Przeciągnęłam się lekko, patrząc z ukosa na Jareda, który smacznie sobie spał, mając lekko otwarte usta, następnie zerknęłam w okno, gdzie widać było piękny księżyc. Założyłam kapcie i powoli, starając się nie szurać zbytnio po podłodze, przeszłam w stronę toalety. Weszłam, zapaliłam światło i usiadłam na kiblu, załatwiając swoje potrzeby, następnie wstałam i ruszyłam z powrotem do łóżka. Kiedy znajdowałam się w połowie drogi, usłyszałam jakieś niewyraźne dźwięki rozmowy na korytarzu, które przerodziły się w krzyk, trzask zamykanych drzwi, po czym nastąpiła cisza. Zaciekawiona otworzyłam cicho drzwi, nie chcąc budzić Jareda, i zerknęłam przez nie na korytarz, zaciekawiona, czy sprawca całej awantury nadal się tam znajduje. Jakie było moje zdziwienie, kiedy niedaleko moich drzwiach ujrzałam siedzącego przy ścianie Shannona!
- Co się dzieje? – zapytałam się go głośno, stojąc w drzwiach.
Spojrzał na mnie, jednak nie odpowiedział, więc postanowiłam podejść do niego. Zamknęłam drzwi i zaszurałam już porządnie po podłodze, aby po chwili stanąć nad perkusistą. Zauważyłam wówczas, że był czymś załamany.
- Shannon, co się stało? – w moim głosie było lekkie przerażenie, kiedy w oczach Shannona pojawiły się łzy oraz maskowana wściekłość. – Czemu płaczesz?
- Najgorzej jest, kiedy zaufasz bliskim, a oni robią Cię w chuja – powiedział beznamiętnym głosem, ale ogarnął się i wstał. Wbił ręce w kieszenie i patrzył się gdzieś w sufit.
- Boże, Emma coś przeskrobała?! – zapytałam się, niedowierzając.
- Gorzej… - wyszeptał wręcz.
- Mów, bo jak nie powiesz, to Ci zrobię coś niedobrego – pogroziłam mu.
- No dobrze... Więc Tomo wkradł się do mojego pokoju i zabrał moje najlepsze majtki! – lamentował Shannon.
Spojrzałam na niego, nie wiedząc, czy robi mnie w bambuko i zaraz powie, że żartował z tym wszystkim, jednak kiedy w jego łzach znowu zaszkliły się łzy, nie miałam wątpliwości, że to był ten mega problem Shannona Leto. Powstrzymywałam się z całych sił, aby nie wybuchnąć śmiechem szaleńca, i powiedziałam tylko:
- Duże mają widać znaczenie…
- Żebyś wiedziała! A tak w ogóle to czemu nie śpisz? – spytał się, zmieniając się nie do poznania z płaczliwego chłopca w śmiejącą się prawie osobę.
- Wiesz, Jared dopiero co skończył się ze mną zabawiać… - mruknęłam zalotnie, obserwując, jak na twarzy Shannona wykwita wielki uśmiech. – Nie podniecaj się, byłam tylko sikać, no i usłyszałam jakiś hałas z korytarza, ciekawość wzięła górę nad snem, więc sprawdziłam, co się dzieje, ot co.
- To skoro już tu stoimy, może przejdziesz do mojej sypialni? – zbliżył się do mnie tak, że jego oddech czułam na swojej skórze. Momentalnie znowu zrobiło mi się gorąco. Chciałam uciec z tego miejsca i jednocześnie chciałam tu być. Coś mnie trzymało tutaj, czy to było pożądanie, tego nie wiem, ale ciało absolutnie nie chciało wracać do łóżka.
- Przecież masz tam Emmę – mój mózg ratował się ostatnim głosem rozsądku.
Shannon się zaśmiał.
- Tak, ale dzisiaj poprosiłem, żeby spała sama w innym pokoju, bo wiesz, ta cała scena była specjalnie wyreżyserowana, chciałem Cię wyciągnąć z łóżka – szepnął mi do ucha, muskając mnie swoimi włosami. Zadrżałam.
- Okej, ale tylko na chwilę wpadnę, jak się Jared obudzi to może być niefajnie, zależy mi na nim – zdrowy rozsądek nadal próbował się ratować, ale wiedziałam, że z góry jest skazany na niepowodzenie.
Złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku swojego pokoju, a ja szłam za nim dziwnie lekka, jakby coś, co ciążyło mi do tej chwili, nagle zostało zdjęte. Nie zdziwił mnie fakt, że szłam bardzo szybko jak na mój niepełnosprawny stan, w tej chwili liczył się tylko on – Shannon.
Otworzył szybko drzwi od swojego pokoju i wciągnął mnie do środka, po czym kopniakiem je zamknął. Spojrzałam na niego. W jego oczach tańczyły wesołe iskierki. Puścił mnie i cofnął się kilka kroków. Zaczął mnie pochłaniać wzrokiem, a ja czułam się, jakbyśmy znowu znaleźli się w tamtym hotelu, w tej łazience.
- Dlaczego to robisz? – zapytałam się drżącym głosem.
- Co? – spytał się niezbyt przytomnie.
- Powodujesz, że chcę zdradzić Jareda z jego własnym bratem.
Zaśmiał się cicho i w końcu do mnie podszedł, wyciągając rękę przed siebie. Dotknął delikatnie mojego policzka i powolnym ruchem zaczął zjeżdżać coraz niżej, muskając mnie po szyi, przez materiał dość krótkiej i zwiewnej koszuli nocnej, pod którą miałam tylko majtki, sunął przez mój mostek, skończywszy na moim biodrze. Położył nagle rękę na moich plecach, tuż nad pupą, i przyciągnął mnie mocno do siebie. Pochylił się i zaczął delikatnie całować moją szyję. Ten jego dotyk palił mnie, powodował, że czułam się, jakbym trafiła gdzieś w górne granice nieba, do których wstęp mają tylko takie osoby jak ja.
- Shannon… - jęknęłam – to, co robimy, jest złe.
- Nie chcesz tego? – na chwilę się oderwał od mojego ciała i przeszył mnie swoim głębokim spojrzeniem.
- Nigdy nie byłam święta, i nie będę – powiedziałam tylko, uśmiechając się lekko.
Cofnęliśmy się kilka kroków, aż poczułam za sobą łóżko. Położyliśmy się na nim delikatnie, i była to ostatnia rzecz zrobiona delikatnie. To, co działo się później, daleko odchodziło od delikatności. I jakoś za specjalnie mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie.
Shannon sięgnął do mojej koszuli i zaczął przez materiał pieścić moje piersi, zaś ustami w końcu raczył zbliżyć się do moich warg. Wpiłam w niego, jakby był moim narkotykiem. Chciałam znowu się poczuć tak jak w tej łazience. Nieważne, że miałam Jareda, którego nie chciałam absolutnie skrzywdzić – w tym momencie liczyła się tylko dana chwila, ja oraz Shannon. Zdrowy rozsądek poszedł się jebać, kiedy nasze języki się spotkały. Całowaliśmy się łapczywie, jakby zaraz miał nastąpić koniec świata.
Nogami oplotłam jego biodra. Spojrzałam w jego oczy, to spojrzenie było tak bardzo magnetyczne i fascynujące, że aż mimowolnie przez całe ciało przechodziły mnie ciarki. Miałam wrażenie, że prześwietla moją duszę i sprawdza wszystkie moje grzeszki popełnione przez całą moją egzystencję na ziemi. Jego włosy, rozczochrane na wszystkie strony, miały swój urok, które z tym całym połączeniem powodowały, że Shannon wyglądał zajebiście, w tym momencie o wiele lepiej od swojego brata.
 Zaczęłam rozpinać jego białą koszulę, w której nagrywał ostatnie sceny do teledysku, jednak nie robiłam tego łagodnie, szarpałam wręcz za jego guziki, które nie wytrzymały mojej siły i zwyczajnie odpruły się, upadając gdzieś na pościel, podłogę. W kilka sekund zdemolowałam jego ubiór i szybkim ruchem zdjęłam z niego, rzucając gdzieś na podłogę. Ręką zaczęłam głaskać go po torsie, czując, jak jego mięśnie się napinają i prężą pod moim dotykiem. Shannon nie pozostał dłużny w kwestii rozrywania sobie ubrań i po chwili moja mizerna koszula nocna leżała, rozerwana dosłownie na strzępy, gdzieś obok jego koszuli. Nie przeszkadzało mi, że widział mnie nagą, nigdy się nie krępowałam swoją nagością, co udowodniłam chociażby na planie – nie miałam żadnych oporów, żeby latać pod samym ręcznikiem po całym hotelu przy ludziach, których absolutnie nie znałam.
Ręka perkusisty powędrowała niżej, aż dotknęła moich majtek. Bez żadnych skrupułów zdjął je ze mnie, tym razem oszczędzając jednak rozrywanie je na kawałki, więc w stanie nienaruszonym wylądowały w drugim końcu podłogi. Ja tymczasem manipulowałam przy jego skomplikowanym pasku, którego nie cholerę nie mogłam rozpiąć.
- Kurwa mać! – wrzasnęłam, kiedy po kolejnej próbie pasek nadal był nietknięty.
Shannon popatrzył na mnie z dziwnym rozbawieniem i jednym ruchem rozpiął to cholerstwo, po czym sam ściągnął spodnie.
- Mary, taka nieporadna jesteś – wyszeptał mi do ucha, pochylając się następnie nad moim sutkiem, którego zaczął ssać.
Głęboko westchnęłam, bo pieszczoty Shannona wprawiały mnie w prawie błogi stan. Sięgnęłam do jego majtek, przez które czułam gotowego do akcji jego przyjaciela, którego momentalnie uwolniłam. Zaczęłam dłońmi wodzić go po całym ciele, nie mogąc się jednak doczekać, kiedy we mnie wejdzie. Po kolejnym drganiu z rozkoszy jęknęłam głośno.
- Co jest? – zapytał się Shannon, kiedy wyczuł, że nie był to jęk rozkoszy, lecz irytacji.
- Wejdź w końcu we mnie, ile mam czekać?!
Roześmiał się, jednak jemu nie trzeba było mówić takich rzeczy 2 razy. Wszedł we mnie od razu, chociaż wbijając się byłoby tu lepszym określeniem. Poczułam ból, bo nie byłam jeszcze cieleśnie gotowa do tego, jednak to był taki dobry ból. Zarzuciło mną i wgłębiłam się w łóżko.
- O kurwa – powiedziałam tylko, nie mogąc nic więcej powiedzieć.
Poruszał się we mnie szybko, gwałtownie, namiętnie. Był pochylony nad moją twarzą jakieś 5 centymetrów, czułam na sobie każdy jego oddech, który zaczął coraz bardziej przyspieszać. Patrzyłam mu się w oczy, cały czas czując w sobie pragnienie i pożądanie. Z każdym jego ruchem moja ekscytacja rosła, rozchodząc się po całym ciele, dochodząc w najmniejsze komórki mojego organizmu. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, i dobrze o tym wiedziałam. Zaczęłam coraz głośniej jęczeć, widząc, że moje dźwięki powodują u Shannona jeszcze większe tempo.
Zaczęły przeze mnie przechodzić coraz większe dreszcze, wiedziałam, że zaraz będzie ten najlepszy moment w całym seksie, moment, dla którego ta czynność stawała się taka piękna. Niespodziewanie Shannon złapał mnie za ramiona i zaczął gwałtownie potrząsać.
- Mary! – krzyknął.
Co jest kurwa? Dreszcze zmniejszały się, bo byłam przerażona. Znowu mną potrząsnął.
- Mary! – powtórzył.
Nagle zaczynał znikać, a ja poczułam, jak wpadam w ciemność. Chciałam krzyknąć, lecz pęd, z jakim spadałam, uniemożliwiał mi to.
- Mary! – usłyszałam całkiem wyraźnie koło ucha.
Otworzyłam oczy, a obok mnie stał Jared i starał się mnie obudzić. Na zewnątrz było już jasno. Kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje. Dopiero co dochodziłam, leżąc na łóżku Shannona, a tu nagle Jared stoi nade mną i mnie budzi? Czyżby to, co przed chwilą się działo, okazało się być… Snem? No w sumie to by wyjaśniało moją lekkość niesprawnej nogi – nie miałam wówczas gipsu na niej. Jęknęłam cicho.
- Hm? – spojrzał na mnie Jared pytająco.
- Nic nic.. – powiedziałam, siląc się na uśmiech.
A ten sen był taki rzeczywisty! Trudno było mi uwierzyć, że to wszystko, co się działo, to działo się tylko i wyłącznie w mojej głowie. Wiedziałam jednak, że tego snu nie będę potrafiła przez kilka dni wyrzucić z głowy, a co za tym idzie, spojrzeć Shannonowi w oczy jak gdyby nic, mając w głowie obraz leżącego nade mną i dyszącego mi w kark. Miałam dziwne wrażenie, że, mimo iż tylko mi się to przyśniło, seks z Shannonem, jeśli w ogóle w przyszłości miałoby do niego dojść, na pewno byłby bardzo zbliżony do wytworu mojej wyobraźni.
- To wstawaj, trzeba wracać do LA! – krzyknął radośnie Jay.
- Czym? – zapytałam się, unosząc brew.
- Samolotem. Przepraszam Cię, ale zwyczajnie nie jestem w stanie przejechać tak ogromny dystans między tymi miastami, że musisz się przełamać ze swoim lękiem – powiedział smutno, patrząc na mnie przepraszającym spojrzeniem.
- Trudno – rzuciłam bezbarwnie. W tym momencie moja fobia zeszła gdzieś daleko, nadal miałam przed oczami ten sen. Trochę byłam zła na młodszego Leto, że musiał przerwać w akurat takim momencie! Wiedziałam, że na pewno mu nie powiem, co mi się przyśniło dzisiaj, nawet jeśli miałby mi za tą informację dać cały skarbiec USA.
- Nie boisz się? – spytał się, zdziwiony.
- W tym momencie wszystko mi jedno – popatrzyłam w sufit, chcąc powiedzieć mu, żeby się, do jasnej cholery, zamknął, bo przerwał tak zajebisty sen, jednak nie mogłam do tego dopuścić, bo nie zasłużył sobie na złość z mojej strony.
Jay miał jednak rozum na swoim miejscu i widząc, ze nie jestem w sosie, nie zadawał więcej pytań, nawet nie próbował ze mną rozmawiać. W końcu trochę ochłonęłam.
- Przepraszam, nie wiem, co mnie dziś ugryzło – powiedziałam całkiem szczerze.
- Nie martw się, każdy może mieć zły dzień – pochylił się nade mną i ucałował mnie w czubek głowy.
Jak ja mogłam karcić tak dobrego i kochanego mężczyznę? Cokolwiek bym nie zrobiła, on zawsze będzie mnie kochać i dbać o mnie, jakbym była jego oczkiem w głowie. W sumie na pewno byłam. Po tym incydencie, w wyniku którego po raz kolejny miałam złamaną nogę, Jay stał się wobec mnie czuły i potulny jak baranek. Kochał mnie, a ja to widziałam.
Ubraliśmy się, ja stałam w łazience i malowałam się (dzisiaj, kiedy powiedziałam po raz tysięczny, że czuję się dobrze i nic mnie nie boli, uzyskałam zgodę od Jareda na samodzielne przemieszczanie się po pokoju), zaś mężczyzna pakował nasze klamoty w walizki. Po 10 minutach znaleźliśmy się na dole, po czym Jay poinformował boya hotelowego, że walizki są tu i tu i prosi go, żeby zniósł je na dół.
W jadalni siedzieli wszyscy oprócz Shannona i Emmy, którzy, jak nas poinformowano w śmiechu, czule się przygotowywali do wyjazdu. Coś zabolało mi w sercu, jednak nie dałam po sobie znać i przyłączyłam się do wymieniania między sobą jednoznacznych wypowiedzi.
Zjadłam kanapki i wypijałam powoli kawę, kiedy w końcu obgadywani, trzymając się czule za rączki, zaszczycili nas swoją obecnością. Wśród komentarzy na temat, co takiego ciekawego robili, usiedli przy stole i nie reagując na słowne zaczepki, zaczęli spożywać śniadanie. Całe szczęście, że Shannon siedział daleko ode mnie, nie miałam tego dyskomfortu. Starałam się o tym nie myśleć, jednak zwyczajnie nie potrafiłam. Małe pożądanie Shannona nadal było we mnie, a ja nie mogłam tego wyrzucić z głowy.
Kiedy złośliwie docinki zamilkły, a rozmowa przerodziła się w przechwalaniu się, kto jakie ma drzewa w swoim ogródku, nie wytrzymałam i spojrzałam ukradkiem na Shannona. Nasze spojrzenia przez chwilę się spotkały, a ja, speszona, szybko wbiłam wzrok w stojącą przede mną sałatkę. Coś jednak mnie niepokoiło. Czemu od razu nasz wzrok się spotkał? Niemożliwością było, abyśmy postanowili w tym samym momencie spojrzeć na siebie, czyli wniosek był tylko jeden – musiał mi się od dłuższego czasu przypatrywać. Zaniepokoiłam się, bo nie wiedziałam, co mu w głowie tyka.
Kiedy wszyscy zjedli, pożegnaliśmy się z obsługą hotelową (Emma wstała wcześniej od stołu i uregulowała opłaty za nasz pobyt) i wsiedliśmy do aut, które miały nas zawieźć na lotnisko. Szczęście mnie nie opuszczało póki co, bo Shannon został przydzielony do innego auta niż ja i Jared. Podróż na lotnisko trwała krótko, ponieważ obiekt znajdował się na obrzeżach miasta po „naszej stronie”. Tym razem to brat pomógł mi wysiąść z auta, nie chcąc, żeby znowu był to Jay. Widocznie bał się, że znowu coś złamię.
- Jak nastroje? – zapytał się, kiedy pomalutku przechodziliśmy do hali odpraw.
- Chyba zaczynam się bać… - powiedziałam, czując, jak w moim żołądku zaczynają się rewolucje. Może i w pokoju absolutnie obojętny był mi lot, jednak kiedy zobaczyłam samoloty za szybą, niepokój i strach wrócił.
- Nie bój się! Aż tak pechowa nie jesteś – próbował dodać mi otuchy Fred.
Spojrzałam na niego takim wzrokiem, że postanowił od razu zamilknąć. Położyłam swoje pikające rzeczy na pudełku (na przykład kule) i przeszłam przez bramkę. Zapikało, bo jakby inaczej! W końcu w gipsie mogę przechowywać tyle materiałów wybuchowych, że to mała głowa. Zaproszono mnie do innej bramki, gdzie robiono mi rentgen całego ciała, kiedy odkryli, że wykrywacz metali nic nie da w przypadku obecności gipsu. Pokuśtykałam niezdarnie w wskazane miejsce i poczułam, jak niewidoczne promienie przenikają przez moje ciało. Celnik siedzący przy monitorze popatrzył na mnie dziwnie, jednak przepuścił dalej, mówiąc, że to tylko druty w kości.
Schwytałam z powrotem kule i podreptałam do hali odlotów. Nasz samolot miał odlecieć dopiero za godzinę, więc trochę czasu mieliśmy. Każdy udał się tam, gdzie miał ochotę.
- Chcesz iść do toalety? – zapytała się Emma, siadając koło mnie.
Kiedy to zaproponowała, poczułam parcie na pęcherz, więc tylko skinęłam głową i ruszyłyśmy w kierunku kibli. Załatwiłam się i stanęłam przed lustrem, przyglądając się swojemu odbiciowi i poprawiając sobie włosy. Po chwili Emma wyszła ze swojej kabiny, umyła ręce i wróciłyśmy z powrotem do czekającej na nas ekipy. Wszyscy ze mną gadali, próbując sprawić, żebym zapomniała o tym, co zaraz ma nastąpić. Przed zaproszeniem nas do samolotu podszedł do nas Matt, który miał w rękach bilety.
- Są numerkowane miejsca, więc nie jest fajnie – rzekł smutno.
- A możesz sprawić, żebym siedział koło Mary? – zapytał się Jared.
W tym momencie zapowiedziano, iż nasz samolot jest podstawiony i mamy się pojawić przy bramce. Matt bezradnie spojrzał na Jay’a i rozdał nam losowo bilety. Nie zdążyłam spojrzeć na numerek siedzenia, gdyż wszyscy wypchnęli mnie jako pierwszą do kolejki ze względu na to, że dość wolno się poruszam i mogę spowodować ewentualne opóźnienie. Obrzuciłam ich groźnym spojrzeniem i podałam bilet kobiecie, która go przerwała w odpowiednim miejscu i zaprosiła na pokład samolotu. Z kulami pod pachą weszłam do korytarza, czując jak z każdym krokiem narasta we mnie niepokój, a odwaga mnie opuszcza. Po chwili dołączył do mnie Jared.
- Dasz radę? – spytał się cicho, pochylając się nade mną.
- Mam nadzieję… - odszepnęłam mu.
Starałam się przekonać mózg, że to absolutnie nie jest droga do samolotu, że to tylko taki korytarzyk, za którym będzie ziemia, pole, góry, jednak mój umysł nie był na tyle głupi i zwyczajnie nie nabrał się na te idiotyzmy. Zaczęło mi się robić niedobrze. Miałam nadzieję, że nie puszczę nigdzie pawia.
W środku powitały mnie stewardessy, kierując do odpowiedniego miejsca. Tym razem nie lecieliśmy najlepszą klasą, tylko tą zwykłą, ekonomiczną. Nie wiem, od czego to zależało, że mieliśmy lecieć ekonomicznym, po czym po rozejrzeniu się po samolocie zrozumiałam, że tu nie było innej klasy, tylko ta jedna. Dostało mi się miejsce przy oknie. Włożyłam kule do luku bagażowego i obserwowałam, gdzie pokierują Jareda. Ominął mój rząd i usiadł dwa rzędy przede mną. Zaklęłam w myślach. Kto usiądzie obok mnie? Nie chciałam mieć nikogo obcego! Czułam, jak narasta we mnie panika.
Fred usiadł obok Jareda, Tomo gdzieś w zupełnie innym miejscu razem z Emmą, Matt z dźwiękowcem. Shannon stał teraz, i kiedy stewardessa pokazała na mnie, a mężczyzna, z bananem na twarzy, ruszył ku mnie, zrobiło mi się gorąco. Nie, proszę, wcale jej nie chodziło o mnie, Shannon nie miał prawa tu usiąść, nie zgadzam się absolutnie na to.
- Siema – rzucił wesoło, siadając koło mnie.
- Kurwa jebana mać – szepnęłam niedosłyszalnie. Chyba szczęście mnie w tym momencie opuściło.
Starałam się, żeby nie było po mnie widać, że jestem niezadowolona z tego, że on tu siedzi. Mój mózg się bił z myślami, jedne cieszyły się bardzo, że siedzę obok niego, drugie nienawidziły za to cały świat, bo jednak wolałam Jareda niż jego brata. Rozmawiałam z nim, siląc się na spokój. Pokład zaczął się wypełniać ludźmi.

- Śniłaś mi się – w pewnym momencie powiedział do mnie Shannon, a ja popatrzyłam na niego przerażona. A co, jeśli mieliśmy ten sam sen? Niby to było niemożliwe, ale to wyjaśniałoby jego zachowanie przy stole. Nie chciałam wiedzieć, co mu się śniło. Oj, nie chciałam.

_______

Dziękuję Marcelinie za pomysł na wspaniały sen Mary, przez który może mieć problemy :> 
Oddaję Wam rozdział świeżutki i gorący, prawdopodobnie ostatni w tym tygodniu, bo nie uda mi się napisać jutro nowego, gdyż trochę późno wracam z uczelni, a w czwartek wyjeżdżam i nie ma mnie do niedzieli. No cóż, mam nadzieję, że emocje nie wystygną i będziecie czekać na 28 rozdział z niecierpliwością. :)
Czekam na Wasze zdania i kolejne propozycje, które mogłabym wdrążyć w opowiadanie! Pamiętajcie, że im bardziej jest rozbudowany Wasz komentarz, tym chętniej zabieram się za pisanie. <3

12 komentarzy:

  1. MAJA!!!
    Ty tak nie rób więcej!!!
    Człowiek tu czyta, ociera pot z czoła z napięcia, a Ty mi ze snem wyskakujesz!! TAK SIĘ NIE ROBI :DDDD
    Mimo wszystko ten sen usatysfakcjonował mnie, mając na względzie to, że w snach odzywa się nasza podświadomość - Mary podświadomie pragnie Shannona i prędzej czy później to się musi jakoś skończyć xDD (prędzej!!!)
    Co do ostatniego fragmentu. Moja kumpela kiedyś miała sen o moim kumplu, a on miał prawie taki sam o niej xD Także wszystko możliwe xDD
    OBY. ;DD
    A to wszystko przez te cholerne samojebki Shannona. xD
    PISZ SZYBKO. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha :>
      Potwierdzam, wszystko przez Shannona! No działa na mnie jak nie powiem co tymi samojebkami, człowiek już nie może mieć spokojnego, zwykłego, szarego, nudnego dnia, bo on wyskakuje z zdjęciami co kilka godzin dosłownie.
      Sen to nie jest ostatnia rzecz o Shannonie, że tak powiem :>

      Usuń
  2. hdgjfdhcdhc Ale to jest zajebiste ^^ Nie wiem czemu ale nie chce zeby Mary zdradzala Jareda xD Ale taki przebieg zdarzen musi nastapic xDD Czekam na nowy rozdzial! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. asddfaghjfhasgjdg <3 kocham ten rozdział, chociaż to, że był to sen lekko mnie zawiodło, bo już myślałam, że coś między nimi będzie :) z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. COOOOOO NIE JAK TO SEN NIE NIE NIE NIE NIE NIE TO BYŁO PODŁE OJ PODŁE! TAK SIE NIE TRAKTUJE SWOICH ODDANYCH CZYTELNIKÓW, OMG
    Panie Boziu daj mi cierpliwość, muszę wytrzymać do końca.
    Jeżeli Shanniu miał ten sam sen co May to chyba umrę.
    A jeżeli potem sen stanie sie rzeczywistością, to..
    nie wiem, sama nie wiem jak wolałabym żeby było. Co Ty ze mną robisz.
    Z NIECIERPLIWOŚCIĄ czekam na kolejny rozdział, aw
    @becreativebitch

    OdpowiedzUsuń
  5. KURWA! Wczoraj miałam napisany taki zajebisty komentarz i poszedł się jebać, przez mój telefon -.-
    Po pierwsze, nie musisz dziękować, a po drugie radzę CI się oglądać na ulicy... JAK MOGŁAŚ PRZERWAĆ W TAKIM MOMENCIE!?: JUŻ MYŚLAŁAM, ŻE MARY BĘDZIE TRYSKAĆ ORGAZMAMI A TU CO?! NIC TYLKO CIĘ ZABIĆ!! Chociaż to w sumie Jay się wjebał .... JARED ALE ZJEBAŁEŚ! Ale może to nie był sen!? :O Może Shannon czegoś dosypał do picia Mary, później wszedł do jej pokoju, zabrał ją, wyruchał i oddał! i to się jej nie śniło? :O MÓZGU STAPH!! Dobra! Czekam na kolejny!! ♥ Uwielbiam Ciebie i to opowiadanie! ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko ale się porobiło. Mam nadzieję że ona nie zdradzi Jareda. To by tak skłóciło całą trójkę. Masz baaaaaaardzo bujną wyobraźnię i bardzo podoba mi się twój styl pisania. :) Czekam na więcej!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. błagam Mary NIE zdradź Jareda !!! Shannon do Emmy !!! czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Pierwsza myśl: Shann i Mary to szmaty
    Druga myśl: to nie bedzie prawda
    Ha i miałam racje!
    Ale musze przyznac ze bylo ciekawie, bardzo ciekawie. Tylko dlaczego sen zakończył sie w takim momencie ja sie pytam?! I dlaczego rozdział zakończony w takim momencie?! Teraz to juz na pewno z wielka niecierpliwością czekam na następny!!!
    I doszukałam sie kilku błędòw, ale wybaczam ;P

    OdpowiedzUsuń
  10. CZYTAJĄC TEN ROZDZIAŁ ZASTANAWIAŁAM SIĘ CO CI NAPISAĆ W KOMENTARZU I JAK CIĘ OPIERDOLIĆ... MIAŁAM NADZIEJĘ, ŻE TO TYLKO SEN I CHWAŁA, ŻE TAK TEŻ BYŁO, BO BYM CIĘ CHYBA DOPADŁA XD Ej, serio,kurde xD czytam i wtf xD niegrzeczna Mary ;_; ciekawe jak jej minie lot, bo mimo że uwielbiam Shannona ( <3 ) jakoś sobie nie wyobrażam, że mógłby tak wych*jać swojego brata xD kurde, zryłaś mi psyche, jak ja teraz mam się uczyć!

    OdpowiedzUsuń
  11. NOooo to już nadrobiłam komentarze ;d

    Napiszę jeszcze raz... SHANNON <3 ;lfsk;glskgsd;glsdjgskldghsdkjgshg, haha uwielbiam go, i w ogóle świetny opis perspektywy Marry, i w ogóleee... jestem ciekawa co dalej się będzie dziać :D

    Co to za sen Shannona? chcę wiedzieć! :D w ogóle super napisany rozdział, jestę pod mega wrażęniem ;D


    ONE and ONLY:
    @NicoleHour

    OdpowiedzUsuń